Kiedyś moja znajoma napisała mi, ile w życiu przecierpiała. Opowiadała o tym, iż toczyła wiele sporów z Bogiem, ponieważ jej życie nie było łatwe. Nie dość, iż pochodziła z domu, gdzie obecne były alkohol i przemoc, to jakby tego było mało, jej dzieci urodziły się bardzo chore…
Co ja postanowiłam jej z jakiegoś powodu na to wszystko odpowiedzieć?
Że „każde cierpienie ma sens” i iż „Bóg nakłada na każdego tylko taki ciężar, jaki jest w stanie udźwignąć”.
Po tych słowach znajoma już nigdy się do mnie nie odezwała, a ja muszę przyznać, iż z perspektywy czasu wcale się jej nie dziwię…
Czego nie mówić cierpiącemu człowiekowi
Większość z nas ma w sobie sporo empatii, która sprawia, iż kiedy widzimy cierpiącego człowieka, natychmiast chcemy mu jakoś pomóc, podnieść go na duchu i pocieszyć. To piękna cecha i warta pielęgnowania.
Niestety nawet, kiedy mamy w sercu tę dobrą i czystą intencję, aby kogoś wesprzeć, często wypowiadamy słowa, które ostatecznie powodują, iż cierpienie tego człowieka staje się jeszcze większe…
Poniżej podaję przykłady takich słów i wyjaśniam, dlaczego to nie najlepszy pomysł, aby je wypowiadać do osoby w cierpieniu.
„Nie przejmuj się”
Albo co gorsza „nie przesadzaj, nic się nie stało, mogło być znacznie gorzej, Twój problem to nie problem – inni to dopiero mają problemy”.
Wszelkie słowa, które sprowadzają się do BAGATELIZOWANIA cierpienia drugiego człowieka, są po prostu okrutne i nie na miejscu.
Po pierwsze dlatego, iż każdy ma prawo przeżywać pewne zdarzenia na swój własny sposób. Układ nerwowy (który jest kształtowany przez przeszłe wydarzenia, zwłaszcza te trudne i traumatyczne) u każdego człowieka ma inną wytrzymałość i wrażliwość.
To, co dla jednego człowieka będzie nic nieznaczącym incydentem (jak np. wypadek samochodowy, w którym nikt nie poniósł większych obrażeń), w innym człowieku może wywołać ogromne spustoszenie i dać początek zaburzeniom lękowym, depresji bądź innym chorobom ciała i duszy.
Drugi powód, dla którego nigdy nie powinniśmy bagatelizować czy umniejszać czyjemuś cierpieniu, jest taki, iż wywołuje to w osobie cierpiącej wstyd i poczucie winy. Taka osoba nie tylko nie przestaje cierpieć, ale na domiar złego czuje, iż jej uczucia są nieadekwatne, niewłaściwe i iż nie powinna czuć tego, co czuje.
Zwłaszcza u dzieci takie słowa, jak „nic się nie stało, nie dramatyzuj” mogą spowodować, iż dziecko przestanie ufać sobie i swoim odczuciom lub zacznie się od tych uczuć odcinać, uważając je za nie w porządku. A jeśli przestajemy sobie ufać i odcinamy się od siebie, to w dorosłości nie wiemy już, kim jesteśmy i czego chcemy, bo nie znamy już siebie.
„Na pewno wszystko będzie dobrze”
Prawda jest taka, iż nie wiemy, czy będzie dobrze…
Jeśli ktoś ulegnie wypadkowi, doświadczy śmierci kogoś bliskiego, a choćby kiedy zostanie porzucony czy straci swoją pracę, może już nigdy nie wrócić do równowagi czy pełni zdrowia.
Dla tej osoby życie, jakie znała i jakiego chciała, skończyło się. Ból po stracie jest ogromny. Taka osoba przebywa w żałobie i nie jest ważne czy została porzucona, straciła jakąś szansę, pracę, kogoś bliskiego czy swoją własną nogę. Jej życie już nie będzie nigdy takie samo.
A ludzki umysł pragnie przewidywalności i stabilności. Za wszelką cenę chce utrzymywać status quo, gdyż potrzebuje mieć to pozorne poczucie, iż panuje nad sytuacją (co jest dość zabawne, biorąc pod uwagę, iż mamy znikomą kontrolę nad życiem i jedyne, co wiemy, to to, iż przyszłość jest niepewna, o czym więcej piszę w artykule pt. „Żyj pięknie. Jak czerpać inspirację ze zmian, które przynosi los”).
A kiedy życie zmienia się niespodziewanie, nasz umysł wychodzi z równowagi i często zaczyna pisać najczarniejsze scenariusze. Czasem są one uzasadnione, a czasem wręcz nierealne.
W sytuacji, kiedy widzimy, iż osoba cierpiąca wpada w wir czarnych i katastroficznych myśli typu: „Już nigdy nie znajdę pracy, do końca życia pozostanę sam, wszyscy odwrócą się ode mnie”, oczywiście warto próbować sprowadzać taką osobę łagodnie na ziemię dzięki logicznych argumentów.
Natomiast rzucanie komuś banalnym „będzie dobrze” może wywołać w tej osobie ogromne zdenerwowanie, smutek, poczucie bycia niezrozumianym albo wręcz lekceważonym. Dla tej osoby „dobrze” było, zanim wydarzyło się to, co się wydarzyło.
Poza tym może okazać się, iż naprawdę nie będzie już dobrze i wtedy taka osoba będzie musiała stanąć przed wyzwaniem, aby zaakceptować nowy stan rzeczy.
I choćby jeżeli za tydzień, miesiąc, rok okaże się, iż jednak wszystko się ułożyło (może choćby wyszło tej osobie na dobre), to kiedy człowiek jest w środku swojego cierpienia, na słowa „wszystko będzie dobrze” najczęściej jest za wcześnie.
„Wszystko dzieje się po coś – każde cierpienie ma sens”
Raz mojego szczeniaczka pogryzł większy pies. Bałam się, iż zranił mu oko. Piesek miał cały pyszczek we krwi, a ja nie umiałam mu pomóc. Płakałam w nocy, nie wiedząc, co się okaże drugiego dnia.
I kiedy tak płakałam z bezradności i strachu, pytając siebie, czemu musi tak być, iż małe niewinne istotki cierpią, przyszła do mnie świadomość, iż w tym stanie emocjonalnym, w którym przebywałam, ostatnie, co chciałabym usłyszeć, to iż cierpienie ma sens.
Kiedy człowiek mocno cierpi, wszystkie te „głębokie przekazy” brzmią, jak abstrakcja i stek bzdur. Każdy człowiek w bólu, cierpieniu i strachu zapomina o duchowych naukach, o wszystkich wzniosłych ideach i życiowych mądrościach.
Jedyne, co jest realne i prawdziwe, to cierpienie.
Mówi się też często: „Bóg nakłada na nas tylko taki ciężar, jaki jesteśmy w stanie udźwignąć”. A jednak wielu ludzi ugina się pod ciężarem cierpienia tak mocno, iż nie widząc innej drogi wyjścia, popełnia samobójstwo.
Dr Russell Kennedy (który sam miał myśli samobójcze, zaburzenia lękowe i depresję) odniósł się do tego stwierdzenia z dużą dozą czarnego humoru. Napisał w swojej książce „Anxiety Rx”, iż kiedy Bóg spotyka samobójców u bram niebios, mówi do nich:
Bo czy naprawdę zawsze otrzymujemy tyle, ile jesteśmy w stanie znieść? Czy wszystko dzieje się po coś? Czy każde cierpienie naprawdę ma sens?
Tego nie wiemy.
Wiemy, iż człowiek może wybrać, by w to wierzyć. Każdy z nas może zdecydować, iż jego cierpienie ma sens i wyciągnąć z tego lekcję na przyszłość. Wiem, iż mnie wiara w to, iż cierpienie ma sens, pomogła wiele razy, ale nie zawsze byłam na te słowa gotowa i otwarta od razu.
O ile słowa, iż wszystko ma sens, mogą czasem pomóc osobom, które już zaakceptowały to, co się stało (nabrały nieco dystansu i perspektywy), zwykle nie są pocieszające dla człowieka w głębokim bólu (co poniektórzy mogą choćby odebrać te słowa, jako sugestię, iż zasłużyły na to, co je spotkało).
Kiedy bliska mi osoba została porzucona, bardzo to przeżywała i płakała. Przytuliłam ją. Powiedziała, iż ma świadomość tego, iż to musiało się tak skończyć i iż to będzie dla niej zmiana na lepsze, ale w tym momencie ból jest silniejszy i że chce pozwolić sobie go czuć.
To były jedne z mądrzejszych słów, jakie usłyszałam w swoim życiu.
Nie pocieszaj innych dla własnego komfortu
Nasze społeczeństwo cierpi na pewną przypadłość. Mianowicie, nie potrafimy przebywać z trudnymi emocjami – zarówno swoimi, jak i innych. Mamy do nich awersję i nie potrafimy ich znieść, a kiedy się pojawiają, mamy ochotę uciec przed nimi jak najdalej.
Nie potrafimy być w kontakcie z naszą fizjologią. Nie rozumiemy języka naszego ciała (którym są emocje, uczucia i doznania), przez co wychodzimy z harmonii.
Mało kto uświadamia nas, iż uciekanie od emocji tylko je potęguje i ostatecznie prowadzi do chorób ciała i duszy.
Niestety już od dziecka słyszymy, żeby się uśmiechnąć, ale nie płakać, a już na pewno nie złościć.
Etykietujemy jedne emocje jako „dobre” i „pożądane”, a inne jako „złe” i „niepożądane”.
Ten podział nie jest jednak w porządku, ponieważ to nie jest naturalne ani zdrowe odcinać się od emocji. Aby zachować zdrowie i wewnętrzną równowagę, potrzebujemy czuć WSZYSTKO, co w nas jest.
Potrzebujemy czuć złość, która mówi nam o tym, iż nasze granice zostały przekroczone lub nasze potrzeby niezaspokojone. Złość daje nam siłę, żeby zadbać o siebie, podjąć odpowiednie działania, postawić granice lub niezaspokojone potrzeby spełnić.
Potrzebujemy czuć smutek czy żałobę, które pojawiają się w nas na skutek utraty kogoś lub czegoś ważnego dla nas.
Potrzebujemy czuć wszystko, co w nas jest, aby rozumieć siebie i wiedzieć, co się z nami dzieje, by móc odpowiednio na to zareagować i adekwatnie się sobą zaopiekować.
Natomiast jeżeli uczono nas odcinać się od naszej złości, gniewu, żalu, jeżeli zawstydzano nas za płacz, smutek, okazywanie bólu, zmuszano nas, abyśmy przestali je odczuwać, nie tylko będziemy mieli w nawyku uciekać od swoich uczuć, ale będziemy też wymuszać na innych robienie tego samego.
Jeśli nie potrafimy uznać i uszanować swoich emocji, nie będziemy potrafili uszanować emocji innych.
Jeśli nie czujemy się komfortowo ze swoimi własnymi emocjami, nie będziemy czuć się komfortowo z emocjami swojego dziecka, partnera, przyjaciół, bliskich.
Jeśli nie radzimy sobie ze swoim smutkiem, jak poradzimy sobie ze smutkiem kogoś innego?
Jeśli nie uznajemy płaczu, zamiast pozwolić innym się wypłakać i czuć to, co czują, możemy:
- pocieszać ich i prosić, aby przestali płakać dla naszego komfortu
- bagatelizować ich doświadczenia, mówiąc, iż nie ma o co płakać
- drwić lub krzyczeć, jeżeli uznajemy płacz za słabość.
Zechciejmy nauczyć się szanować swoje uczucia i przebywać z nimi, aby móc prawdziwie szanować i być dla innych, kiedy nas potrzebują.
Co zrobić dla cierpiącego człowieka
Jeśli chcesz kogoś pocieszyć nie dla własnego, ale dla jego komfortu i chcesz być w pełni dla tej osoby, po prostu powiedz jej lub daj w inny sposób do zrozumienia, iż ta osoba ma święte prawo czuć to, co czuje, iż uczucia tej osoby nie tylko są naturalne, normalne i na miejscu, ale iż przede wszystkim są ważne i liczą się.
Zrób wszystko, co w Twojej mocy, aby stworzyć tej osobie przestrzeń, w której nie będzie czuła się oceniana, ale w pełni akceptowana i rozumiana. Przestrzeń, w której ta osoba będzie mogła autentycznie się wyrazić.
Mogą pomóc tutaj takie słowa, jak:
„Masz prawo się tak czuć”
„Jest mi tak przykro, iż przez to przechodzisz”
„Jestem tu dla Ciebie”
„Rozumiem, co czujesz”.
A choćby jeżeli zupełnie nie rozumiemy tej osoby, ani tego, dlaczego tak mocno pewne rzeczy przeżywa, zechciejmy uszanować jej doświadczenia i uczucia, które dla niej są bolesne. Nigdy nie zapomnę, jak mój mąż powiedział do mnie: „Nie rozumiem, przez co przechodzisz, bo nigdy tego nie doświadczyłem, ale widzę, jak cierpisz i przykro mi. Widzę, iż jest to dla Ciebie realne”.
I to wystarczyło. Nie musiał mnie rozumieć, ani współodczuwać choćby ze mną. Wystarczyło, iż uszanował mój ból i nie kwestionował „zasadności” moich uczuć. Poczułam się akceptowana – poczułam, iż moje emocje mają znaczenie i są w porządku. Że mam prawo być sobą i czuć to, co czuję. Nie jestem w stanie wystarczająco podkreślić, jak taka akceptacja ze strony drugiego człowieka jest uzdrawiającą…
Pamiętajmy też, iż każdy jest inny i potrzebuje czegoś innego w zależności od sytuacji, więc warto zapytać cierpiącej osoby, czy możemy coś dla niej zrobić.
Czasem możemy zostać poproszeni o pozostawienie kogoś w samotności i nie powinniśmy brać tego do siebie. W samotności człowiek może zdjąć wszelkie maski, być prawdziwie sobą i po prostu solidnie się wypłakać albo zdrowo wyładować swoją złość. W obecności innych często wstydzimy się płakać czy okazywać intensywne emocje. Mamy tendencję do hamowania płaczu i odcinania się od uczuć, co skutkuje ich tłumieniem i jeszcze większym bólem.
Niektórzy uspokajają się jednak, kiedy zapewni się im poczucie więzi, bliskości i bezpieczeństwa, które można stworzyć poprzez dotyk (złapanie za rękę, przytulenie) albo po prostu obecność, bycie obok.
Jedna osoba będzie oczekiwała, iż jej wysłuchamy i pozwolimy jej wyrazić swoje emocje, a inna będzie chciała pobyć w milczeniu, mając jednocześnie poczucie, iż jesteśmy dla niej dostępni na wyciągnięcie ręki.
Wszystko sprowadza się więc do bycia dla kogoś na 100% w trudnym momencie. Zamiast próbować pocieszać kogoś oklepanymi powiedzeniami czy bagatelizować jego uczucia, warto po prostu zapytać o jego realne potrzeby i spełnić je najlepiej, jak tylko potrafimy.
Cierpienie i ból są wpisane w naszą egzystencję. Mimo to, kiedy przychodzą, często są dla nas szokiem, na który nie jesteśmy gotowi, dlatego warto mieć dla siebie i innych wiele współczucia, cierpliwości i wyrozumiałości.
Niezależnie od tego, czy to cierpienie dotyka nas samych czy naszych bliskich, warto mieć w pamięci, iż drogą do uwolnienia cierpienia nie jest odcinanie się od bólu i ucieczka w pracę, ludzi, Internet i inne uzależnienia.
Aby cierpienie i ból mogły być adekwatnie przeprocesowane i uwolnione, trzeba zechcieć się z tym bólem spotkać i pozwolić sobie czuć to, co w nas jest.
Wbrew pozorom to wtedy, kiedy przestajemy uciekać przed bólem i decydujemy się go przyjąć, doznajemy największego ukojenia.
P.S. jeżeli chcesz odkryć więcej niesamowitych informacji o tym, jak uzdrawiać siebie, swoje życie i powrócić do równowagi, zapraszam Cię do lektury mojej książki „Przypomnij sobie, kim jesteś naprawdę”: