W niektórych szpitalach do cesarskiego cięcia woła się asystenta chirurga ogólnego. Czy to dobre rozwiązanie? Jeden z przedstawicieli Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie wyjaśnia, dlaczego nie.
– Praktyka jest taka, iż cięcie często zaczyna się samemu. jeżeli jest proste, wydobywa się dziecko i wszyscy są szczęśliwi. Dramat zaczyna się w sytuacji trudnego wydobycia. o ile chirurg ostatnie cesarskie cięcie robił 30 lat temu, to najwyżej pomoże mu to dobrze rozciągnąć tkanki albo zatamować krwawienie, ale nie wyciągnąć dziecko z trudnego albo zaklinowanego ułożenia – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną” Michał Gontkiewicz, ginekolog-położnik, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie.
W położnictwie podwójnie sytuacja może się zmienić w ciągu sekund.
– Zdarza się, iż wszystko idzie perfekcyjnie, jest piękny zapis KTG, a nagle dochodzi do jednej z najgorszych sytuacji, gdy główka przeszła przez kanał rodny, a barki się zaklinowały. Wtedy jest problem, bo liczą się sekundy. Tylko doświadczenie zespołu decyduje o tym, czy dziecko się uratuje, czy umrze w kroczu. To naprawdę ekstremalnie dramatyczne sytuacje – opisuje Gontkiewicz, sugerując, iż chirurdzy nie zastąpią położników.