"Chciałam, by syn poszedł do psychologa. Słowa męża doprowadziły mnie do łez"

mamadu.pl 7 miesięcy temu
Zdjęcie: Tomek jest inny niż jego rówieśnicy i chyba dlatego nie ma zbyt wielu kolegów. fot. wavebreakmediamicro/123rf


"Tak bardzo chciałam mu pomóc. Chciałam, by wreszcie był szczęśliwy, by poczuł się lepiej. Starałam się zrobić wszystko, by z uśmiechem na twarzy chodził do szkoły. By się nie bał, nie wstydził. Uznałam, iż musimy skorzystać z pomocy psychologa szkolnego. Jednak mój mąż był innego zdania" – pisze do nas jedna z naszych czytelniczek.


List pani Moniki czytałam ze łzami w oczach. Próbowałam zrozumieć, co czuje. Z jednej strony czułam taką niesprawiedliwość i żal, z drugiej byłam wzruszona tym, jak walczy o swojego syna. W moim odczuciu to matka na medal. Niestety, o ojcu chłopca nie mogę tego powiedzieć.

Ogromna wrażliwość


"Nasz 8-letni syn Tomasz, jest bardzo wrażliwym dzieckiem. Ma w sobie wiele empatii, takiego zrozumienia. Odnoszę wrażenie, iż jak na swój wiek jest bardzo dojrzały. Trochę odstaje od swoich rówieśników.

Nie lubi szaleć, wygłupiać się, wariować. O wiele więcej przyjemności sprawia mu czytanie książki czy rozwiązywanie zadań z matematyki. Od zawsze o wiele lepiej,

swobodniej czuł się w towarzystwie dorosłych niż dzieci. Poruszamy z nim różne


ważne tematy. Nie ma rzeczy, sytuacji, o której nie moglibyśmy z nim porozmawiać (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku).

Samotność


Tomek jest inny niż jego rówieśnicy i chyba dlatego nie ma zbyt wielu kolegów. Tak naprawdę ma tylko jednego, pozostali odwracają się do niego plecami. Przyjęcie urodzinowe, które ostatnio organizowaliśmy, było tego najlepszym przykładem. Syn zaprosił około dziesięciu osób, a pojawiły się tylko trzy.

Widziałam, iż jest mu smutno. Wieczorem poszłam do jego pokoju, chciałam porozmawiać, pocieszyć. I właśnie wtedy moje dziecko się otworzyło. Przyznało,

że koledzy się z niego śmieją, czasami wytykają palcami. Powiedział, iż gdyby


mógł, najchętniej nie chodziłby do szkoły, tylko sam uczył się w domu. Wtedy


zrozumiałam, iż problem jest poważniejszy, niż myślałam.

Zawalczymy


Jestem jego matką, muszę mu pomóc. Nie może być tak, iż moje dziecko, przed którym pozostało tyle lat nauki, nie chce chodzić do szkoły. Nie może być tak, iż czuje się samotny, iż koledzy wytykają go palcami, a on nie potrafi o siebie zawalczyć.

Czułam, iż razem damy radę. Doszłam do wniosku, iż najlepszym rozwiązaniem będzie wizyta u psychologa szkolnego. Słyszałam, iż to doskonały specjalista, który ma świetne podejście do dzieci. Porozmawiałam też z wychowawczynią, która przyznała, iż widzi, iż Tomek trochę odstaje od kolegów.

Nie mogę uwierzyć


Przeprowadziłam też rozmowę z mężem. Opowiedziałam mu o problemach naszego syna. Płakałam, nie mogłam się uspokoić, a on siedział jak zaklęty. Oczywiście wspomniałam o tym, iż umówiłam Tomka do szkolnego psychologa. Kiedy skończyłam, zapadła cisza.

Po chwili mój mąż powiedział, iż nie zgadza się na taką wizytę, bo to wstyd. Dodał też, iż chłopak musi być silny, iż nie można się z nim pieścić jak z dziewczyną. Po czym wstał i poszedł oglądać telewizję.

Zaniemówiłam, zaczęłam płakać. Nie spodziewałam się, iż mój mąż się tak zachowa. Nie


przypuszczałam, iż kiedykolwiek z jego ust usłyszę takie słowa. Przecież to jego syn. Nie liczy się dla niego jego szczęście? Boi się, co pomyślą i powiedzą inni? A co to ma za znaczenie? Przecież to dobro naszego dziecka jest najważniejsze. Nie wiem, co zrobić, czy postąpić wbrew temu, co powiedział? Mam takie prawo?".

Idź do oryginalnego materiału