Rok temu było bardzo źle. Teraz pozostało gorzej. Rodzi się tak mało dzieci, iż demografowie mówią: dramat
Kiedy w ubiegłym roku w Polsce zanotowano zaledwie 305 tys. urodzeń, czyli najmniej od II wojny światowej, demografowie zaczęli bić na alarm. Ogółem w 2022 r. populacja zmniejszyła się o 141 tys. w stosunku do poprzedniego roku, a największy wpływ na ten ubytek miała rekordowo niska liczba urodzeń. O 27 tys. niższa niż rok wcześniej. I choć tendencję spadkową można było obserwować w Polsce od lat – z wyjątkiem chwilowej zwyżki w 2017 r., która była związana z pojawieniem się świadczenia 500+, co jednak w dalszej perspektywie nie przełożyło się na poprawienie dzietności – te dane były dramatyczne. „Tendencja spadkowa urodzeń wynika z tego, iż coraz mniej kobiet jest w wieku rozrodczym oraz w tych grupach wieku, w których najczęściej zapadają decyzje o urodzeniu dziecka”, komentowała w rozmowie z OKO.press prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH. Ale to niejedyne powody.
Nigdy w historii
Teraz pozostało gorzej, choć wydawało się to nieprawdopodobne. 25 lipca Główny Urząd Statystyczny opublikował bowiem komunikat o urodzeniach w pierwszym półroczu 2023 r., z którego wynika, iż od stycznia do czerwca w Polsce urodziło się ledwie 139,5 tys. dzieci. „To gorzej niż dramat. Nigdy w historii nie było tak złych danych. W pierwszej chwili myślałem, iż to pomyłka”, ocenił te doniesienia ekonomista i analityk danych demograficznych Rafał Mundry. W kwietniu tego roku w Polsce urodziło się 21 tys. dzieci. Urodzeń jest o 100 tys. mniej niż średnia z lat 2007-2015. W dodatku z badania CBOS wynika, iż tylko 32% kobiet w wieku 18-45 lat planuje dzieci w bliższej lub dalszej perspektywie, a 68% nie ma takich planów ani bliższych, ani dalszych.
„Osiem lat rządów PiS doprowadziło do tego, iż dwie trzecie młodych Polek nie zamierza mieć dzieci. To jest nasz cichy strajk reprodukcyjny”, mówiła niezrzeszona posłanka Hanna Gill-Piątek w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”.
Co to oznacza? Poza fatalnymi perspektywami w kontekście przyrostu naturalnego i systemu emerytalnego jeszcze jedno: porażkę polityki, którą Prawo i Sprawiedliwość reklamuje jako prorodzinną. Trudno nie dostrzec, iż ze wspieraniem rodzin ta polityka nic wspólnego nie ma. Mimo deklaracji premiera Mateusza Morawieckiego i członków oraz członkiń jego rządu fiasko towarzyszy działaniom w każdej sferze: od opieki porodowej w szpitalach począwszy, na programie Mieszkanie+ kończąc. A po drodze pozostało kiepski dostęp do ginekologów i położników, brak reakcji na przemoc w rodzinie, w tym ekonomiczną wobec dzieci w postaci niepłacenia alimentów, brak miejsc w żłobkach i przedszkolach oraz wyrok Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r., eliminujący z ustawy aborcyjnej przesłankę embriopatologiczną. To znaczy uznający ją za niezgodną z konstytucją, dzięki czemu, jak reklamuje się Ministerstwo Zdrowia, liczba aborcji w pierwszym roku po tym orzeczeniu zmalała do nieco ponad tysiąca, by w roku kolejnym spaść do szokującego – wziąwszy pod uwagę dane organizacji pozarządowych, szacujących liczbę aborcji w Polsce na ok. 100 tys. rocznie – poziomu nieco ponad stu zabiegów rocznie.
Polka ma wybór?
PiS idzie jednak w zaparte, ogłaszając się jako rząd wyjątkowo sprzyjający rodzinom, a zwłaszcza matkom. O tym właśnie próbował przekonywać premier Morawiecki, organizując w maju konferencję pod hasłem „Kobiety mają wybór”. „Nadchodzi czas kobiet. Jestem przekonany, iż to będzie bardzo dobry czas dla Polski”, stwierdził premier na wstępie. Rząd opublikował wprawdzie strategię demograficzną dla Polski na rok 2040, ogłaszaną jako „pierwszy w Polsce kompleksowy dokument mierzący się z niekorzystnymi trendami w obszarze demografii”, jednak proponowane w nim rozwiązania od lat są oczywiste dla demografów i organizacji pozarządowych. To m.in. zlikwidowanie barier w dostępie do mieszkań, zabezpieczenie finansowe rodzin, rozwój opieki zdrowotnej czy jakości edukacji, rozwój infrastruktury i usług potrzebnych rodzinom.
Wszystko to od lat dzieje się w Skandynawii, która przoduje wśród regionów przyjaznych rodzicielstwu. W raporcie UNICEF „Are the world’s richest countries family friendly? Policy in the OECD and EU” (Czy najbogatsze kraje świata są przyjazne rodzinom? Polityka w OECD i UE) pierwsze miejsca zajmują Szwecja, Norwegia, Islandia. Polska jest na 23. miejscu. Chodzi tu o dostępność i jakość opieki zdrowotnej, świadczenia socjalne, dostępność placówek edukacyjnych, jak i o poszanowanie godności jednostki. A z tym w Polsce jest krucho.
Wystarczy spojrzeć na statystyki, by zrozumieć, iż obietnice premiera Morawieckiego będą trudne do spełnienia. Zarówno w kontekście konsekwentnej antykobiecej polityki, jak i ostatnich, drastycznych wydarzeń. Ale po kolei.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 31/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. Shutterstock