Bon zdrowotny – drożej i mniej ►

termedia.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Archiwum


– Konsekwencją wprowadzenia bonów zdrowotnych byłoby podrożenie leczenia jako takiego lub zmniejszenie liczby procedur, które byłyby w koszyku świadczeń gwarantowanych proponowanych chorym – twierdzi Rafał Janiszewski, którego komentarz publikujemy w cyklu „Zdrowie po wyborach”.

Poseł Konfederacji Janusz Korwin-Mikke w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” – z cyklu „Zdrowie po wyborach” – sugeruje, aby wprowadzić bony zdrowotne.

– Spowoduje to, iż zniknie Narodowy Fundusz Zdrowia – czyli monopolista, jeżeli chodzi o płacenie za świadczenia medyczne. Inaczej mówiąc, zamiast przymusowego ubezpieczenia w funduszu każdy wybierze ubezpieczyciela, a podmioty medyczne zaczną podlegać rynkowym mechanizmom konkurencji. Takie rozwiązanie sprawi, iż menedżerowie będą zarządzać placówkami medycznymi w sposób efektywny, ograniczając zadłużenie – uważa Korwin-Mikke, dodając, iż „dziś pieniądze Polaków są zabierane im w podatkach i przekazywane na nieudolną, marnotrawiącą środki ochronę zdrowia”.

– Budżet na zdrowie należy podzielić przez liczbę obywateli i przekazać te pieniądze chorym w formie bonów, z których będą mogli finansować leczenie – o pacjentów będą mogły konkurować wszystkie instytucje publiczne i prywatne. Prywatna ochrona zdrowia powinna zostać dopuszczona do realnej konkurencji z publiczną. Konieczność konkurowania o pacjentów – niezależnie, czy w szpitalnictwie, czy wśród płatników – wymusi systematyczne podnoszenie jakości zarówno publicznej, jak i prywatnej ochrony zdrowia – sugeruje poseł Konfederacji, dodając, iż „bez państwowości będzie taniej”.

O tym, czy to dobry pomysł – pytany w cyklu „Zdrowie po wyborach” – mówi w „Menedżerze Zdrowia” właściciel kancelarii doradczej Rafał Janiszewski.

– A i owszem, byłoby to możliwe, ale pod jednym warunkiem – gdyby było nas na to stać, gdybyśmy byli bogatym społeczeństwem, które mogłoby zapłacić za swoje leczenie. Tak nie jest, zatem konsekwencją realizacji postulatu polityków z Konfederacji byłoby podrożenie leczenia jako takiego lub zmniejszenie liczby procedur, które byłyby w koszyku świadczeń gwarantowanych proponowanych chorym. Dlaczego? Dziś jedynym płatnikiem jest Narodowy Fundusz Zdrowia, czyli instytucja z wieloletnią tradycją, rozbudowaną strukturą, której pracownicy zarządzają świadczeniami, chorobowością i zachorowalnością. NFZ jest wspierany przez państwo – może korzystać z jego infrastruktury informatycznej i ma dostęp do różnego rodzaju danych oraz rejestrów. To instytucja, która – co by nie mówić – potrafi dysponować pieniędzmi i weryfikować zasadności schematy utrzymywania standardów. Gdybyśmy wpuścili do systemu nowych płatników, czyli prywatne przedsiębiorstwa, których jedynym celem jest zarobkowanie – w przeciwieństwie do Narodowego Funduszu Zdrowia, dążącego do poprawiania pewnych wskaźników zdrowotnych obywateli – te musiałyby stworzyć i ponieść koszty utworzenia infrastruktury, stworzenia sieci, zbudowania dystrybucji zakupów i dodatkowo jeszcze musiałyby być konkurencyjne w stosunku do tak wielkiego podmiotu, jakim jest NFZ. Prywatni ubezpieczyciele nie wytrzymaliby rywalizacji o klientów na wolnym rynku – musieliby kupować możliwość leczenia od podmiotów leczniczych i być konkurencyjni dla NFZ nie tylko kwotowo, ale także pod względem warunków umów, a w tym również pod względem uwarunkowań prawnych, które są dla funduszu preferencyjne. Prywatni płatnicy musieliby wytworzyć oferty i skusić obywateli na kupno swoich bonów – zaoferować coś lepiej i więcej niż NFZ – to niemożliwe i ryzykowne dla pacjentów – mówi Rafał Janiszewski.

Ekspert sugeruje coś innego.

– Dobrym rozwiązaniem byłoby przyniesienie pewnej współodpowiedzialności za wydawanie pieniędzy na pacjentów – mówi Rafał Janiszewski.

Co ma na myśli?

Wypowiedź eksperta do obejrzenia poniżej.

Idź do oryginalnego materiału