Bon zdrowotny – atrakcyjny tylko dla zdrowego i bogatego 30-latka

termedia.pl 1 rok temu
Czy wprowadzenie bonów zdrowotnych – inaczej mówiąc podzielenie budżetu na zdrowie przez liczbę obywateli i przekazanie im tych pieniędzy w formie bonów, z których będą mogli finansować leczenie – to dobry pomysł? jeżeli już, to tylko dla 30-latka ze stabilnymi przychodami i bez poważnych problemów zdrowotnych.

Konrad Berkowicz z Konfederacji poinformował, iż jego partia w programie wyborczym proponuje wprowadzenie bonów zdrowotnych, które mają spowodować, iż Narodowy Fundusz Zdrowia nie będzie monopolistą, jeżeli chodzi o płacenie za świadczenia medyczne.

– Nasze prywatne pieniądze są zabierane w podatkach i przekazywane na nieudolną, marnotrawiącą środki ochronę zdrowia. To relikt komuny – stwierdził, mówiąc o funduszu.

– Budżet na zdrowie należy podzielić przez liczbę obywateli i przekazać te pieniądze chorym w formie bonów, z których będą mogli finansować leczenie – o pomoc pacjentom będą mogły konkurować wszystkie instytucje publiczne i prywatne — zaproponował Berkowicz w rozmowie z Polsat News.

Kłopotem jest to, iż przy budżecie na ochronę zdrowia w wysokości 165 mld zł oraz przy 38 mln Polaków bon na jedną osobę wyniósłby 4340 zł.

Co zatem w sytuacji, gdy chory będzie wymagał drogiego, skomplikowanego leczenia?

– W tym momencie to państwo jest ubezpieczycielem, czyli wszyscy żyrujemy ubezpieczenia zdrowotne. Na rynku normalnym i prywatnym istnieją ubezpieczenia, które nie są tak jak teraz stratne, bo jest nieuczciwa konkurencja ze strony państwa. I ubezpieczenia działają dokładnie tak samo jak składka zdrowotna, tylko efektywniej – podkreślił Berkowicz.

To rozwiązanie stanowczo skrytykował w „Menedżerze Zdrowia” były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Marcin Pakulski.

– Bon zdrowotny to coś atrakcyjnego dla 30-latka ze stabilnymi przychodami i nieposiadającego poważnych problemów zdrowotnych. Kłopot byłby, gdyby starsza osoba ciężko zachorowała – wtedy konieczne jest długotrwałe leczenie, a nie ma możliwości zarobkowania – pisał Pakulski w „Menedżerze Zdrowia”, pytając, kto miałby się wtedy dorzucić do byłego posiadacza bonu, który dawno się wyczerpał – kto miałby za niego płacić.

– Być może takie rozwiązanie sprawdziłoby się w bogatych krajach, jak Luksemburg lub Szwajcaria, ale nie w naszych realiach – stwierdził, proponując pewne rozwiązanie.

– Sugeruję rozpoczęcie dyskusji o przywróceniu zasady powszechnego, solidarnego i sprawiedliwego ponoszenia kosztów utrzymania systemu opieki zdrowotnej, za pomocą którego udzielane byłyby świadczenia zdrowotne o optymalnej jakości. Mam też propozycję dla zwolenników republikańskiej lub liberalnej wolności – rozważmy możliwość ubezpieczeń dodatkowych oferowanych przez tę samą instytucję, która pobiera składki obowiązkowe.

Dlaczego tak?

– Bo jest to prostsze – ta sama umowa, ten sam płatnik. Celowo nie piszę Zakład Ubezpieczeń Społecznych i Narodowy Fundusz Zdrowia, bo nie jestem ortodoksyjnie przywiązany do obecnych rozwiązań. Dodatkowe składki powinny być oczywiście w zamian za coś. Tym czymś mogłyby być dostęp do lepszych wersji wyrobów medycznych, soczewek, endoprotez, finansowanie zabiegów z użyciem robota chirurgicznego, wyższy standard pobytu w podmiocie leczniczym itd. Raczej nie sposób na przyśpieszenie dostępu do leczenia. Takie rozwiązanie to swego rodzaju balans pomiędzy powszechnym obowiązkiem a dobrowolnością. To też sposób na pozyskanie dodatkowych pieniędzy do publicznego systemu opieki zdrowotnej. Tym, którym zależy na lepszych warunkach leczenia, daje możliwość ich uzyskania, a tych, którym wszystko jedno, nie zmusza do ponoszenia większych wydatków. I tu ważna uwaga – to wciąż są ubezpieczenia o charakterze solidarnym, choć dobrowolnym, a więc system nie traci egalitarnego charakteru. Patrząc od strony świadczeniodawców – to szansa na pozyskanie dodatkowych przychodów, ale w zamian za wyższy standard i zadowalającą jakość. I właśnie jakość byłaby wartością dla wszystkich uprawnionych, nie tylko dla tych, którzy płacą. Dzięki dodatkowym przychodom mielibyśmy przestrzeń do poprawienia warunków pracy i leczenia, co pozwoliłoby zachęcić lekarzy do powrotu do pracy w publicznym systemie opieki zdrowotnej – zasugerował Marcin Pakulski.

.

Idź do oryginalnego materiału