Bieszczadzkie wędrowanie z „J-elitą”

j-elita.org.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Bieszczadzkie wędrowanie


Tegoroczny Rajd Bieszczadzki „J-elity”, który odbył się na przełomie września i października, przyciągnął żądnych przygód wędrowców z całej Polski.

Tradycyjnie naszą bazą było gościnne Siedlisko Brzeziniak. Znaczna część uczestników rajdu przybyła na miejsce już w czwartek 28 września, by w piątkowy słoneczny poranek móc w pełni sił wyruszyć na podbój Bieszczad. W tym roku dołączyło do nas wielu rajdowych debiutantów z różnych zakątków Polski, począwszy od Mazur, przez Mazowsze, Lubelszczyznę aż po Śląsk. Czwartkowy wieczór minął nam na zapoznawczo-integracyjnych rozmowach przy blasku księżyca. Cieszymy się, iż dołączyły do nas nowe osoby, a weteranom bieszczadzkich wypraw dziękujemy za ciepłe i życzliwe przyjęcie. Ogromną euforia przyniosła nam obecność Magdy i Karola, którzy zaręczyli się na rajdzie dwa lata temu, rok temu przyjechali tuż po ślubie, a teraz spodziewają się dziecka!

W piątkowy poranek obudziły nas odgłosy krzątającej się po kuchni właścicielki siedliska. W całym ośrodku pięknie pachniało przygotowanym przez panią Agnieszkę śniadaniem. Z burczącymi brzuchami zbiegliśmy do jadalni, by przy wspólnym posiłku ustalić plan pierwszego dnia. Po śniadaniu mieliśmy jeszcze czas na przygotowanie się do wyjścia w góry oraz na poranną kawę, która wspaniale smakowała na tarasie z bajecznym widokiem na Smerek.

Tego dnia nasz przewodnik Bartek zaplanował dla nas wyjście na Połoninę Caryńską (1297 m n.p.m.). Parę minut po godzinie dziesiątej wyjechaliśmy w kierunku Przełęczy Wyżniańskiej, by stamtąd wyruszyć na szlak. Trasa nie należała do najłatwiejszych, ale po wielkich trudach udało nam się w komplecie wejść na szczyt. Na połoninie mieliśmy chwilę przerwy na kontemplację przyrody i podziwianie masywu Wielkiej Rawki, Połoniny Wetlińskiej oraz widoków na Halicz i Tarnicę. Schodziliśmy szlakiem prowadzącym przez lasy i łąki, mijaliśmy malownicze strumyki. Zejście było ciężkie, jednak wspólne rozmowy, opowieści i motywacja Bartka rekompensowały nam trudy wędrówki. W Schronisku Koliba na Przysłupiu Caryńskim zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na regenerację. Byliśmy już nieco głodni, mogliśmy skosztować regionalnych proziaków i napić się gorącej herbaty. Wyprawa zajęła nam dobrych kilka godzin.

Kiedy dotarliśmy do siedliska, pani Agnieszka czekała na nas z gorącym rosołem i duszonymi filetami z kurczaka. Po krótkim poobiednim odpoczynku rozpaliliśmy ognisko. Gospodyni prócz kiełbasy i kaszanki przygotowała pyszny bigos oraz smalec z ogórkiem kiszonym. Nasza organizatorka, Patrycja, wcieliła się w rolę didżejki i prawie wszyscy ruszyliśmy na parkiet. Tańcom i wspólnej zabawy nie było końca… Krystian pełnił rolę kucharza pilnując by w ferworze zabawy ogniskowe smakołyki nie poszły z dymem. Tuż przed północą Piotr zrobił nam niespodziankę i zaczął grać na gitarze. Usiedliśmy wokół niego wspólnie nucąc balladę „Nothing Else Matter” Metalliki. W przygrywaniu, Piotra zastąpiła Ania, z którą głośno zaśpiewaliśmy „Meluzynę” z kultowego filmu „Podróże Pana Kleksa”. Bawiliśmy się wyśmienicie, pewnie siedzielibyśmy do świtu gdyby nie Patrycja, która skrupulatnie pilnowała czasu byśmy mogli się wyspać przed następnym wyjściem w góry.

W sobotę obudziły nas promyki bieszczadzkiego słońca. Po śniadaniu ruszyliśmy na Żubracze, skąd prowadzi trasa na Hyrlatę (1.103 m n.p.m.). Wejście na grzbiet również nie było łatwe, jednak wspólnymi siłami daliśmy radę. W drodze powrotnej w kierunku wioski Roztoki Górne szliśmy śladami niedźwiedzia, rozglądając się, czy przypadkiem się z nim nie spotkamy. Przy obiadokolacji wymienialiśmy się wrażeniami z wyprawy. Opowieściom nie było końca. Drugi dzień rajdu również zakończyliśmy ogniskiem i tańcami niemalże do białego rana.

W niedzielę pierwszego października, w dniu wyjazdu, zgodnie z tradycją wszyscy zrobiliśmy sobie zdjęcie na tle urokliwego Siedliska Brzeziniak. Nie był to radosny dzień, smutno nam było się rozstawać.

W drodze powrotnej do domów część z nas spotkała się nad Soliną. Wspólny spacer na tamie i wjazd kolejką jeszcze bardziej nas do siebie zbliżył. Uściskom, buziakom na pożegnanie nie było końca.

Co nam dał ten wyjazd? Był to czas refleksji, zrozumienia, rozmów na wspólne jelitowe tematy, które dały nam wsparcie i akceptację. Mogliśmy pobyć ze sobą i zapomnieć o trudach z jakimi się zmagamy…

Bieszczady są magiczne. To najdziksza a zarazem najpiękniejsza część naszego kraju. Dziękujemy podkarpackiej „J-elicie”, Piotrowi i Patrycji za ogromny trud włożony w organizację rajdu. zobaczenia za rok! Już za wami tęsknię.

Magdalena Nowak

Idź do oryginalnego materiału