– Możemy stwierdzić nieprawidłowości, ale jeżeli chodzi o interweniowanie, to mamy ograniczone możliwości działania – przyznaje główny inspektor sanitarny Paweł Grzesiowski, komentując nadzór nad firmami cateringowymi przygotowującymi posiłki dla szpitali.
Na początku lipca kontrola sanepidu wykazała, iż posiłki przyrządzane przez jedną z firm cateringowych, która dostarczała posiłki szpitalom w Legionowie i Wieliszewie, były w skandalicznych warunkach. Kara? To 500 zł mandatu...
– Tę firmę kontrolował sanepid cywilny i wojskowy, bo dostarczała posiłki do dwóch podmiotów szpitalnych – wojskowego i cywilnego. Stwierdzono nieprawidłowości, które zostały inaczej zinterpretowane przez inspektora wojskowego, bo ta inspekcja sanitarna ma odrębne regulacje prawne co do interpretacji określonych nieprawidłowości – ze względu na bezpieczeństwo wojska, które musi być zawsze sprawne, ocena jest zerojedynkowa – bardziej rygorystycznie niż cywilna traktują odstępstwa od normy.
Wprawdzie wojskowy inspektor nie ma bezpośredniej możliwości oddziaływania na podmiot kontrolowany – nie może nałożyć nań grzywny ani zamknąć firmy cateringowej – ale jest władny nałożyć decyzję na podmiot wojskowy, czyli na szpital, zabraniającą zaopatrzenia w catering w danej firmie, czyli odciąć ją od zamówień.
Z kolei my, jako inspekcja cywilna, mamy dwie możliwości – ukarania podmiotu cywilnego mandatem, przy czym zgodnie z taryfikatorem pochodzącym bodaj sprzed 30 lat 500 zł to jego maksymalna wysokość, albo decyzją administracyjną zamknąć zakład. W tym drugim przypadku musi istnieć bezpośrednie zagrożenie zdrowia lub życia, a taka sytuacja nie nastąpiła. W związku z tym skończyło się na mandacie i decyzji o usunięciu nieprawidłowości, co zresztą bardzo gwałtownie nastąpiło. Placówka przeszła ponowną kontrolę i szpital wojskowy wystąpił o przywrócenie dostaw żywności z tej firmy, która od lat zaopatruje oba te szpitale i nigdy dotychczas nie było skarg.
Przytoczę fragment z „Gazety Powiatowej” o tym, co zastał tam sanepid: „Przeterminowane mięso, zepsute zamrażarki i pleśń w oknach. Poza tym ogólny brud, wszechobecne muchy, szczątki owadów na sprzęcie kuchennym i brak uprawnień do pracy przy żywności. W takich warunkach przygotowywana była żywność dla pacjentów dwóch szpitali”.
– To jest lista nieprawidłowości związanych z bałaganem i zwyczajnym niedbalstwem. Oczywiście w tych warunkach przygotowanie posiłków jest niedopuszczalne, ale – jak powiedziałem – nie zaszła przesłanka prawna w postaci zagrożenia zdrowia lub życia. Gdyby w jednym ze szpitali doszło do jakiegoś epizodu zatrucia pokarmowego, to wtedy moglibyśmy zamknąć zakład.
Bezpośrednio po tej kontroli zorganizowaliśmy spotkanie z szefem wojskowej inspekcji sanitarnej, żeby przeanalizować, jakie mamy możliwości oddziaływania na podmiot, który jest klientem takiej firmy cateringowej, żeby go zabezpieczyć przed usługą niedostatecznej jakości. Sprawa wcale nie jest prosta, bo przedsiębiorcy są chronieni w Polsce różnymi przepisami – na przykład nie możemy ujawnić wyników kontroli, gdyż mogłoby to doprowadzić firmę do upadłości.
Wiadomo, iż nierzadko różne podmioty z oszczędności omijają przepisy i różne procedury bezpieczeństwa.
Oczywiście, nie chcąc, żeby to zostało ujawnione, bronią się jak mogą przed kontrolami. Wywalczyli zapisy, zgodnie z którymi mamy obowiązek informować je, kiedy przyjdziemy na kontrolę. Są także możliwe kontrole bez zapowiedzi, ale wtedy musimy najpierw dostać sygnał, iż w danym przedsiębiorstwie są jakieś nieprawidłowości. Po każdej kontroli mamy obowiązek sporządzić protokół, w którym wymienione są stwierdzone nieprawidłowości, ale do takiego protokołu przedsiębiorca może wnieść zażalenie, a czas leci. To wszystko pokazuje, iż nasze działania kontrolne są w tej chwili ograniczone tak samo jak ich skuteczność. Dlatego powinniśmy zmienić przepisy, a do tego czasu zmienić, co można, w ramach obowiązującego prawa.
Co można zrobić?
– Podjąłem konkretne działania, by zwiększyć efektywność naszych działań. Jednym z nich jest porozumienie z rzecznikiem praw pacjenta, które umożliwia nam informowanie go o tym, iż w szpitalu może być zagrożone bezpieczeństwo pacjenta ze względu na jakość wykonywanych na jego rzecz usług. Wówczas rzecznik może oddziaływać bezpośrednio na szpital, nakładając na niego konkretne decyzje administracyjne, które są dziś poza zakresem naszych kompetencji.
Dziś inspekcja sanitarna jest jak bezzębny trójząb – możemy stwierdzić nieprawidłowości, ale o ile chodzi o interwencje w podmiocie i u jego klientów, to mamy bardzo mocno związane ręce. I zgadzam się, iż kary są symboliczne. Co innego, gdybyśmy mogli, tak jak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, nałożyć karę w wysokości na przykład 10 proc. wartości obrotu tej firmy, to stosunek przedsiębiorców do sanepidu byłby prawdopodobnie inny. Będziemy wnioskować o zmianę przepisów, jeżeli mamy skutecznie dbać o zdrowie i bezpieczeństwo Polaków.
Sanepid w jakiś szczególny sposób nadzoruje firmy, które przygotowują żywność dla szpitali?
– Mamy na liście setki podmiotów, które dostarczają żywność do różnych zbiorowych odbiorców, nie tylko szpitali, ale też między innymi szkół, domów pomocy społecznej, przedszkoli – one mają priorytet, jeżeli chodzi o kontrole, które są przeprowadzane według ujednoliconych procedur. Z kolei bloki żywienia w szpitalach podlegają oddzielnej kontroli – do szpitala wędruje inspektor, który analizuje warunki przygotowywania żywności, jeżeli szpital robi to sam, czy też dystrybucji posiłków gotowych z miasta. Kontrolowane są również jadłospisy, kaloryczność, temperatura i sposób podania czy sposób rozdziału, jeżeli posiłki są przygotowywane poza szpitalem.
Dietetycy szpitalni mają wątpliwości, czy faktyczny skład posiłków, ich kaloryczność, zawartość składników odżywczych odpowiada deklarowanym. Poza tym podejrzewają, iż przyrządzane są one z produktów, nazwijmy to delikatnie, piątej klasy świeżości.
– Nie oszukujmy się – zaniżanie kosztów produkcji w sposób niezgodny z przepisami odbywa się permanentnie. Przedsiębiorcy nagminnie kupują na przykład produkty spożywcze w ostatnim dniu ich ważności, dobrze, jeżeli uda się je w terminie przerobić, ale często natykamy się na takie znaleziska jak np. przeterminowane mięso.
Kolejna sprawa – w przetargu na dostawę posiłków dla szpitala najważniejszym kryterium jest cena. I wygrywa ten oferent, który zaproponuje najniższą, ale, niestety, w tej cenie nie da się zrealizować wymogów, jeżeli chodzi o kaloryczność, jakość, różnorodność posiłków itp.
W zeszłym roku Narodowy Fundusz Zdrowia i Ministerstwo Zdrowia rozpoczęły pilotażowy program „Dobry posiłek w szpitalu”. Umożliwia on szpitalom pozyskanie dodatkowych środków z budżetu państwa na poprawę jakości żywienia pacjentów. Program ten kładzie także nacisk na edukację pacjenta w zakresie odpowiedniego żywienia i jego znaczenia dla procesu rekonwalescencji. O ile dobrze pamiętam, zgłosiła się do niego połowa szpitali z całego kraju, wciąż trwa ewaluacja jego rezultatów, wyniki mają być ogłoszone z końcem września.
Bardzo jestem ich ciekaw, bo na 1050 bloków żywienia w szpitalach prawie 700 to jest catering zewnętrzny. Osobiście tego żałuję, bo kiedy kuchnia jest na terenie szpitala, to ma on wpływ na jakość przygotowywanego w niej jedzenia. Kiedy ma umowę z zewnętrznym dostawcą, to adekwatnie nie ma żadnego wpływu, bo często nie jest dopuszczany do kluczowych sektorów firmy, np. pod pretekstem tajemnicy handlowej. No chyba iż w umowie szpital zawarł klauzulę, która go do tego uprawnia, ale to nieczęsto się zdarza.