Amerykanin nie wzywa karetki, bo obawia się kosztów

termedia.pl 1 tydzień temu
Zdjęcie: 123RF


Jeśli w Polsce podejrzewamy, iż nasz bliski ma zawał serca, to dzwonimy po karetkę pogotowania. W Stanach Zjednoczonych w takim wypadku niekiedy błaga się, by nikt nie wzywał pomocy. Dlaczego? Chodzi o pieniądze. Aż co trzeci nieubezpieczony, który prosił o interwencję, musiał za to zapłacić ponad tysiąc dolarów, a co piąty ponad dwa tysiące.



Sprywatyzowany system ubezpieczeń społecznych w USA to problem nie tylko najbiedniejszych – paradoksalnie bardziej cierpią na nim nie ci, którzy i tak nie mają pieniędzy, ale ci, którzy je mają.

Jak to możliwe?

O tym w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” mówi Maria Libura z Zakładu Zdrowia Publicznego i Medycyny Społecznej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, członek-założyciel i wiceprezes Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej, kierownik Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego.

Amerykański sen o karetce

„Gazeta Wyborcza” opisuje hipotetyczną sytuację – jeżeli w Polsce podejrzewamy, iż nasz bliski ma zawał serca, to dzwonimy po karetkę pogotowania.

W Stanach Zjednoczonych w takim wypadku niekiedy błaga się, by nikt nie wzywał pomocy.

Dlaczego?

– jeżeli ktoś nie chce zadzwonić po pomoc, choć zagrożone jest jego życie lub zdrowie, to prawdopodobnie nie jest ubezpieczony albo ma kiepską polisę. Boi się trudnych do przewidzenia wydatków, często horrendalnych z europejskiej perspektywy – mówi Maria Libura, wyliczając, iż co trzeci nieubezpieczony, który wezwał karetkę, musiał za nią zapłacić ponad tysiąc dolarów, a co piąty ponad dwa tysiące. Tak wynika z badania przeprowadzonego w maju 2024 r. przez firmę badawczą YouGov.

– Ubezpieczenie uchroniło przed kosztami ambulansu sześciu na dziesięciu badanych. Pozostali, mimo wykupionych polis, musieli pokryć część kosztów, zwykle kilkaset dolarów, z własnych kieszeni. Płacili zwykle mniej niż nieubezpieczeni, ale konieczne wydatki przez cały czas stanowiły spore zaskoczenie dla pacjentów. Nie ma się co dziwić, iż niemal co czwarty respondent przyznał, iż nie wezwał pogotowia w stanie nagłym – mówi w „Gazecie Wyborczej” Libura.

Czy do szpitala muszą przyjąć takiego pacjenta?

– Owszem, jest zobowiązany udzielić pomocy, gdy zagrożone jest życie pacjenta lub grozi mu poważny uszczerbek na zdrowiu, na przykład w przypadku udaru, złamania nogi itp. Ale to nie oznacza, iż taka osoba nie zostanie potem obciążona kosztami leczenia. Paradoksalnie to sprawia, iż najbardziej narażona na rujnujące wydatki medyczne jest klasa średnia. Bo z jej przedstawicieli można taki ewentualny dług ściągnąć. Osoby, które pracują, choćby gdy zarabiają przeciętnie, boją się, iż ze swojej pensji czy z oszczędności nie będą w stanie opłacić rachunku za leczenie. Tym bardziej iż koszty bywają po prostu nieprzewidywalne, jak w przypadku wspomnianych ambulansów. Dlatego niektórzy wolą nie ryzykować finansowo i – ryzykując życiem – nie wzywają karetki. W przypadku osób skrajnie ubogich i bezdomnych wiadomo, iż nie da się wyegzekwować od nich zapłaty za leczenie – opisuje Maria Libura.