Wakacyjny reset… także zasad
Na początku było jak w reklamie: uśmiechnięte dziecko z dmuchanym materacem, lody z automatu i spieczony nos. Ja też odpuściłam. Pozwoliłam na późne chodzenie spać, więcej bajek, słodycze "bo przecież są wakacje". Czułam się dobrą, wyluzowaną matką. Taką, co nie czepia się o każdą drobnostkę.
Ale kiedy wróciliśmy do domu i emocje opadły, zaczęłam zauważać pewne... zmiany. I nie były to te pozytywne.
Mój syn wrócił z nowymi nawykami. I chociaż nie jestem mamą, która panikuje o każde "słowo za dużo" – to przyznam: zmroziło mnie.
Oto 5 złych nawyków, które dziecko przyniosło z wakacji
1. Słówka, których nie znałam. I wcale nie chciałam ich poznać
"Ale to jest do dupy!" – powiedziało moje dziecko, spokojnie siedząc przy stole, jakby komentowało pogodę. Zamarłam.
Potem padły kolejne: "ogarnij się", "co się tak spinasz?", "no bez jaj, mamo".
Gdzieś między lemoniadą, a frytkami mój syn przeskoczył o kilka lat mentalnie – tylko że
nie w tym kierunku, w którym bym chciała.
Nie wiem, czy nauczył się tego od starszych dzieci z ośrodka, czy podsłuchał coś na TikToku u dzieci kuzynki. Wiem tylko, iż wrócił z zupełnie nowym zasobem językowym – i nie był to angielski.
Zaczęłam się zastanawiać, co jeszcze "zassał" z tej beztroski.
2. Słodycze jako waluta. I jako środek do wszystkiego
W domu obowiązywała umowa: słodycze tylko po obiedzie, jeden batonik dziennie, lody – raz na dwa dni. Nic wielkiego, żadna reżimowa dieta. Ale na urlopie – wiadomo – dziadek, ciocia, wujek i sprzedawczyni w lodziarni: "Ależ proszę, wakacje są!". Efekt?
"Nie chce mi się jeść obiadu, najpierw zjem coś słodkiego" – powiedział.
Nie miałam już dziecka, miałam małego negocjatora z uzależnieniem od cukru. Trzy dni zajęło mi wyjaśnienie, iż w naszym domu czekolada nie jest nagrodą za to, iż ktoś w ogóle raczył zjeść rosół.
3. Ekran jako domyślne ustawienie
Na wakacjach ekran był "na trochę". W restauracji, żeby zjeść spokojnie. W pokoju, żeby "miał coś, co go cieszy". I w podróży, żeby nie marudził.
A potem wróciliśmy. I dziecko nie rozumiało, czemu nagle z "chwilki" zrobiło się "nie teraz". Telefon był przedłużeniem ręki, a każda próba jego zabrania kończyła się
płaczem lub obrażeniem się na cały świat.
Wcześniej potrafił się nudzić. Teraz nudzi się tylko wtedy, gdy nie ma dostępu do YouTube’a.
4. Brak "proszę" i "dziękuję", za to dużo "daj" i "teraz"
Nie wiem, co się wydarzyło, ale grzeczność chyba nie wróciła z nami do domu. Mój syn – wcześniej dobrze wychowany – zaczął mówić w trybie rozkazującym: "Daj mi to",
"Zrób mi kanapkę", "Nooo szybciej, mamo".
Wszystko z takim tonem, jakby był gościem w pięciogwiazdkowym hotelu, a ja – pokojówką do jego usług.
I znów – niby drobiazgi. Ale to właśnie te drobiazgi składają się na człowieka.
5. Ironia. Taka, której wcześniej nie znał
I to był chyba moment, w którym poczułam największy niepokój. Bo przekleństwa można wyperswadować. Nawyk słodyczy można ograniczyć. Ale ironia – ta paskudna, wyuczona od dorosłych albo z internetu, która kpi z uczuć – to coś znacznie głębszego.
"No tak, bo przecież wszystko musi być idealnie, mając taką mamę" – powiedział z miną cynika w ciele dziecka.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. On nie do końca rozumiał, co mówi. Ale powtórzył coś, co najwyraźniej usłyszał gdzieś "dla żartu". Tylko iż żarty też uczą.
Nie chodzi o to, żeby kontrolować. Chodzi o to, żeby wracać do siebie
Nie mam złudzeń – nie uchronię dziecka przed światem. Nie odetnę go od wpływu innych ludzi, nie ochronię przed popkulturą, nie wychowam w próżni. Ale mam wpływ na to, do czego wraca.
I chcę, żeby wracał do domu, w którym nie trzeba być "cool", żeby być kochanym. Do domu, w którym nie krzyczymy za pierwsze przekleństwo, ale też nie udajemy, iż to "nic takiego". Do domu, w którym można pogadać – nie tylko, gdy coś się sypie.
Wakacje uczą dzieci bardzo różnych rzeczy. I my, rodzice, też się przy nich uczymy – o świecie, o nich, i o sobie. I choć rachunek za lody był wysoki, to ten emocjonalny – za kilka złych nawyków – był jeszcze wyższy.
Ale póki wracamy do rozmowy, do relacji i do siebie – wszystko da się odpracować. Krok po kroku. Codziennie.