450 zł za godzinę, 108 tys. zł co miesiąc, a chętnych brak. "Problemem nie są pieniądze"

kobieta.gazeta.pl 3 godzin temu
Zarobki w szpitalnych oddziałach ratunkowych osiągają rekordowe sumy. W niektórych placówkach można liczyć choćby na ponad 100 tys. zł miesięcznie. Mimo to wciąż brakuje chętnych do pracy na SOR-ach. Eksperci wyjaśnili, co jest przyczyną.
Szpitalny Oddział Ratunkowy to miejsce, do którego trafiają pacjenci w najcięższym stanie: po wypadkach, z nagłymi atakami chorób, wymagający natychmiastowej pomocy. Praca na SOR-ze to ciągłe podejmowanie szybkich decyzji, działanie pod presją czasu i odpowiedzialność za ludzkie życie. Żeby zachęcić do podjęcia tam zatrudnienia, placówki oferują wyjątkowo atrakcyjne wynagrodzenie. Problemem wcale nie są jednak pieniądze.


REKLAMA


Zobacz wideo Kryzys w NFZ, szpitale odwołują wizyty. Rząd mówi: pieniędzy nie będzie


Ile zarabia lekarz na SOR-ze miesięcznie? Kosmiczna stawka
Od kilku dni w internecie krąży ogłoszenie zamieszczone przez Szpital Wojewódzki w Bielsku-Białej. Jest to oferta pracy dla lekarza medycyny ratunkowej w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Ma pracować choćby 240 godzin w miesiącu, co daje stawkę 450 zł za godzinę. Wynagrodzenie brutto miesięcznie określone jest w widełkach 72 240-108 000 zł.


Placówka oferuje też elastyczny grafik oraz dostęp do nowoczesnych technologii. Od dawna ma problem ze znalezieniem chętnego na to stanowisko, bo podobne ogłoszenie zamieszczała w sierpniu. Jak informuje "Fakt", wtedy oferowała jednak niższe wynagrodzenie: 52 080-79 200 zł. - Taka stawka przy zarobkach w Polsce jest bardzo wysoka. Są miejsca na mapie Polski, gdzie nie ma chętnych do pracy na SOR-ze także za takie pieniądze - powiedział rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej dr Jakub Kosikowski.


Praca na SOR-ze. Dlaczego nie ma zainteresowania?
Zdaniem rzecznika praca na jakimkolwiek SOR-ze nie cieszy się dużym zainteresowaniem. - Widać, iż ta specjalizacja nie jest zbyt atrakcyjna dla lekarzy. Na ostatnim naborze były 144 miejsca, zgłosiły się tylko 22 osoby. Takie stawki oferują szpitale, które mogą sobie na to finansowo pozwolić i które mają przysłowiowy nóż na gardle - poinformował. Ludzie nie są chętni, bo wiedzą, z jak dużym wysiłkiem wiąże się ten zawód. - Problemem nie są pieniądze, tylko pacjenci. Największym wyzwaniem dla lekarza medycyny ratunkowej jest ogromne obciążenie. Liczba pacjentów na szpitalnych oddziałach ratunkowych w Polsce jest po prostu przytłaczająca - wyjaśnił prof. Klaudiusz Nadolny w rozmowie z medonet.pl. Dodał, iż średnio tylko ok. 20 proc. osób trafia na SOR z uzasadnieniem natychmiastowej pomocy medycznej. Pozostali często przychodzą z niepilnymi sprawami, które rozwiązałaby nocna i świąteczna opieka zdrowotna. - Atmosfera pracy staje się trudna, a to wszystko przekłada się na ogólnopolski kryzys kadrowy, szczególnie jeżeli chodzi o lekarzy medycyny ratunkowej - podsumował Nadolny.


Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału