Kiedy rozmawiam z innymi rodzicami, często wraca jeden temat: dlaczego ich dzieci tak trudno uspokoić, kiedy emocje biorą górę. Wszyscy wiemy, jak ciężko zachować spokój, gdy maluch krzyczy, płacze albo rzuca się na podłogę. W takich chwilach człowiek ma ochotę zrobić wszystko, żeby tylko przerwać tę burzę.
Problem w tym, iż kilka „ratunkowych” zachowań potrafi nie tylko nie pomóc, ale też nauczyć dziecko, iż złość to skuteczne narzędzie do osiągania celu. I właśnie te mechanizmy opisuję, bo widzę je na placach zabaw, w sklepach, a choćby u znajomych, którzy później pytają, dlaczego ich dziecko nie potrafi samodzielnie się uspokoić.
Ustępowanie dziecku prowadzi do błędnego koła
To reakcja, którą znamy wszyscy: dziecko wpada w złość, zaczyna krzyczeć, a my – zrezygnowani – decydujemy się spełnić jego żądanie, żeby tylko gwałtownie zakończyć dramat. Robimy tak, bo mamy poczucie, iż ważniejszy jest spokój tu i teraz niż długotrwałe wychowanie. Niestety właśnie wtedy dziecko uczy się, iż złość to najskuteczniejsza metoda, by dostać to, czego chce.
W efekcie napady złości stają się częstsze, bardziej intensywne i realizowane są dłużej. Maluch zaczyna traktować je jak stałą strategię działania – skoro raz zadziałało, dlaczego miałoby nie działać dalej. Z czasem dochodzi do sytuacji, w której choćby niewielka frustracja kończy się wybuchem, bo dziecko nie zna innej drogi. Ustępowanie chwilowo ratuje naszą psychiczną równowagę, ale odbiera najmłodszym szansę, żeby nauczyć się radzenia sobie ze swoimi emocjami.
Przekupstwo tylko pogarsza sytuację
Drugi nawyk pojawia się równie często: obietnica słodyczy, nowej zabawki czy dodatkowego czasu z tabletem w zamian za natychmiastowe uspokojenie. Sama kiedyś łapałam się na takiej pokusie, zwłaszcza gdy byłam zmęczona i brakowało mi cierpliwości. Tyle iż przekupstwo daje dziecku bardzo jasny komunikat: krzyk, histeria, agresja się opłaca.
W dłuższej perspektywie prowadzi to do kalkulowania: „jeśli teraz wybuchnę, dostanę coś w zamian”. Zdarza się, iż dzieci wręcz zaczynają inicjować konflikt, bo oczekują nagrody. To nie tylko wzmacnia niepożądane zachowanie, ale także utrwala myślenie, iż emocjami można manipulować otoczeniem. W dorosłym życiu takie osoby często mają trudności z regulacją nastroju i proszeniem o pomoc w zdrowy sposób, bo nie potrafią oddzielić emocji od korzyści.
Nadmierna uwaga wzmacnia histerię, zamiast ją uspokajać
Kolejny schemat to poświęcanie dziecku nadmiernej uwagi w chwili wybuchu złości. Nie chodzi tu o empatię, ale o reakcję typu: odwracanie uwagi, zabawianie – wszystko po to, żeby jak najszybciej przerwać napad. Znam rodziców, którzy w takich momentach wchodzą w długie rozmowy, negocjują lub próbują natychmiast zrekompensować frustrację dziecka.
Niestety emocje malucha są wtedy tak silne, iż większość tych działań nie dociera do niego. Co gorsza, dziecko gwałtownie odkrywa, iż histeria gwarantuje pełne skupienie rodzica. A ponieważ najmłodsi potrzebują uwagi bardziej niż czegokolwiek, zaczynają stosować tę metodę regularnie. W efekcie napady złości nie są „rozładowaniem”, ale narzędziem do uzyskiwania obecności i zaangażowania opiekunów.
Powtarzanie ostrzeżeń bez realizowania zapowiedzi niszczy autorytet
Czwarty nawyk widuję bardzo często: rodzic kilkukrotnie powtarza te same ostrzeżenia („jak jeszcze raz to zrobisz…”, „ostatni raz mówię…”, „zaraz wyjdziemy”), ale nigdy ich nie realizuje. Dziecko gwałtownie zauważa, iż to tylko słowa – a skoro nie ma konsekwencji, można próbować dalej.
Powtarzanie pustych komunikatów nie tylko osłabia autorytet dorosłego, ale także wprowadza chaos. Maluch nie wie, co jest granicą, bo ona w praktyce nie istnieje. Z czasem dziecko przestaje reagować na jakiekolwiek słowne zapowiedzi i zaczyna testować, jak daleko może się posunąć. Co ważne: brak konsekwencji wręcz nasila napady złości, bo najmłodsi czują się zagubieni i sfrustrowani.
Dzieci potrzebują jasnych zasad, a nie awaryjnych trików
Wszystkie te cztery reakcje mają wspólny mianownik: powstają z chęci szybkiego rozwiązania problemu. Znam to dobrze, bo sama kiedyś reagowałam dokładnie tak samo. Dopiero po czasie zrozumiałam, iż skuteczna nauka radzenia sobie ze złością wymaga czegoś zupełnie innego – spokoju, konsekwencji i jasnych granic.
Dzieci nie potrzebują, żeby natychmiast wyciszać ich emocje za wszelką cenę. One potrzebują dorosłych, którzy pokażą im, iż złość jest normalna, ale nie może być narzędziem do osiągania celu. A to da się zrobić tylko wtedy, gdy my – dorośli – przestaniemy działać pod wpływem impulsu i zaczniemy reagować z myślą o konsekwencjach.
Zobacz też: Metoda misia to najlepszy sposób chwalenia dziecka: natychmiast dodaje skrzydeł














