“30 lat temu naprawa była standardem. Dziś jest robione tak, żeby nie opłacało się naprawiać”

krowoderska.pl 3 dni temu

W sercu Nowej Huty, na osiedlu Sportowym, Krzysztof Noga prowadzi sklep z częściami elektronicznymi, który stał się symbolem lokalnej przedsiębiorczości i zmian, jakie przeszła branża w ciągu ostatnich dekad. Od ponad 30 lat jest świadkiem tego, jak rynek elektroniki stopniowo przeobrażał się z miejsca, gdzie naprawa była standardem, w rzeczywistość zdominowaną przez konsumpcję i jednorazowy sprzęt. Oto jak opowiada o swojej pracy, wyzwaniach i ewolucji rynku.

Sklep prowadzi Pan od 1991 roku. Skąd pomysł na taki biznes?

Krzysztof Noga: Po studiach trafiłem właśnie do tego sklepu. Kiedy okazało się, iż lokal może zostać zamknięty, pracownicy otrzymali prawo do pierwokupu. Razem z kolegami skorzystaliśmy z tej okazji i tak zostałem współwłaścicielem. Z czasem moi wspólnicy wycofali się, a ja kontynuowałem działalność samodzielnie.

Jak wyglądały początki?

Lata 90. to był świetny czas. W okresie transformacji rynek był dosłownie pusty, a ludzie pragnęli wszystkiego, co pochodziło z Zachodu. Towar sprowadzaliśmy z giełd w Warszawie, a klienci tłumnie przychodzili, bo wtedy jeszcze nie było internetu ani dostępu do zagranicznych produktów. Wszyscy cieszyli się, iż mogą coś kupić. Po skończeniu studiów w 1988 roku trudno było o pracę – w Polsce zaczynały się przemiany związane z prywatyzacją. Nie wyobrażałem sobie pracy w państwowym przedsiębiorstwie, gdzie rządziłby sekretarz partii. Wtedy, wraz z kolegą i dwójką pracowników dzisiejszego Domaru, założyliśmy spółkę cywilną i wykupiliśmy sklep na osiedlu Sportowym.

A dziś? Jak rynek wygląda teraz?

Dziś to zupełnie inna rzeczywistość. Klienci sprzed lat wracają, ale są już o trzy dekady starsi. Młodzież kompletnie nie interesuje się elektroniką. Mamy tu technikum elektryczne, ale tylko jeden młody chłopak naprawdę się wyróżnia – odnawia stare radia. Reszta? Słuchawki na uszach, oczy w telefonach i internet. Kiedyś naprawialiśmy sprzęt, a dziś młodzi wolą wyrzucić uszkodzony produkt i kupić nowy. Serwisowanie nie ma sensu, bo wszystko opiera się na scalakach, których naprawić się nie da.

Dlaczego tak się dzieje?

To rezultat globalnej produkcji, zwłaszcza z Chin. Produkty są teraz tanie i słabej jakości, więc naprawa po prostu się nie opłaca. Co więcej, sprzęt jest projektowany tak, żeby go nie dało się naprawić – działa przez okres gwarancji, a potem trafia do kosza. Mamy w sklepie części zamienne, ale kto dziś naprawia? Importerzy zamawiają najtańsze produkty, bo to się bardziej opłaca – niska jakość to niskie koszty, a większy zysk.

Czyli współczesna elektronika jest gorszej jakości?

Zdecydowanie. Kiedyś każdy sprzęt – telewizory, radia, choćby suszarki – był solidny, można go było rozebrać i naprawić. A dziś? Plastikowe obudowy, zintegrowane podzespoły, zaprojektowane tak, by psuły się po krótkim czasie. Postęp technologiczny powinien iść w parze z jakością, ale niestety nie idzie. Produkty są coraz gorsze, bo korporacje chcą zarabiać więcej.

Jakie są tego konsekwencje?

Produkcja odpadów. Gdyby producenci postawili na trwałość, nie byłoby to dla nich opłacalne. Przykład? Miałem świetną drukarkę laserową, która się zepsuła. Gdyby ktoś napisał sterowniki pod współczesne systemy operacyjne, przez cały czas by działała. Ale producent na tym by nie zarobił. W serwisie usłyszałem, iż naprawa kosztowałaby tyle, co nowa drukarka. Stare drukarki działały świetnie, a nowe? Ledwo wytrzymują okres gwarancji. Wszyscy mówią o ochronie środowiska – a my produkujemy tony śmieci.

Jak wygląda dziś codzienność w sklepie?

Głównie odwiedzają mnie starsi klienci – kupują części do starych urządzeń, które wciąż można naprawić. Czasem ktoś wpada tylko porozmawiać, bo brakuje im kontaktu. Niestety, sprzedaż spada, coraz więcej rzeczy kupuje się przez internet, a koszty rosną. Moje stałe wydatki to około 6,5 tysiąca złotych miesięcznie – ZUS, prąd, czynsz. Utrzymanie sklepu jest coraz trudniejsze i coraz częściej myślę o zamknięciu.

Co musiałoby się zmienić, żeby Pan nie zamknął sklepu?

Szczerze mówiąc, kilka mnie już w tej branży trzyma. Rynek jest pełen taniego, tandetnego sprzętu, a klienci są coraz bardziej roszczeniowi. W styczniu osiągnę wiek emerytalny i poważnie rozważam zamknięcie sklepu. Wolałbym sobie dorabiać spokojnie, bez stresu.

To smutne, iż pasja zamienia się w ciężar.

Niestety, tak właśnie jest. Kiedyś praca była moim życiem – naprawa, kontakt z klientami – a dziś to już tylko użeranie się z problemami. Ale co zrobić? Czasy się zmieniły. Kiedyś ludzie stali w kolejkach po radio, a teraz mamy wszystkiego pod dostatkiem, tylko jakość spadła.

Czy przez te lata były jakieś wyjątkowe momenty?

Tak, zdarzyło się kilka ciekawych rzeczy. Najbardziej nietypowe było, gdy mój sklep zamienił się w plan filmowy. Pewnego dnia przyszła ekipa filmowa, która szukała miejsca do nagrania sceny. Potrzebowali nie tylko lokalu, ale i aktora, bo jeden z nich nie mógł dotrzeć. Zaproponowali mi, żebym zagrał! To była mała rola, ale miałem swoje „3 minuty” w filmie.

Jakie to było uczucie – stanąć przed kamerą?

Na początku byłem trochę zestresowany, bo nigdy wcześniej tego nie robiłem. Ale ekipa była bardzo profesjonalna i wszystko mi wyjaśnili. Zdjęcia trwały pół dnia, ale była to naprawdę fajna przygoda. Zarobiłem za to 1/4 swojej miesięcznej pensji, co też było miłym dodatkiem. Kto by pomyślał, iż mój sklep może stać się planem filmowym!

A jak udaje się Panu być na bieżąco z technologią?

Mimo zmieniającego się rynku zawsze starałem się nadążać za nowinkami technologicznymi. Trzeba wiedzieć, co jest nowego, jakie produkty i trendy się pojawiają, żeby dobrze doradzać klientom. Inaczej w tej branży się nie da.

Czy trudno jest nadążać za tak gwałtownie zmieniającym się rynkiem?

Bywa to wyzwaniem. Kiedyś nowości pojawiały się rzadziej, a sprzęt był prostszy – człowiek raz się czegoś nauczył i miał wiedzę na lata. Dziś, gdy technologia zmienia się błyskawicznie, trzeba być elastycznym i na bieżąco śledzić nowinki. Producenci wypuszczają coraz bardziej złożone urządzenia, a informacja o nich gwałtownie się starzeje. Z czasem przestałem się tak bardzo angażować w te zmiany, bo widzę, iż trend idzie w kierunku produkcji rzeczy jednorazowych, bez dbałości o trwałość.

Jak Pan ocenia, jakie zmiany zaszły w podejściu ludzi do sprzętu i elektroniki?

Widać ogromną różnicę w podejściu do posiadania rzeczy. Kiedyś ludzie szanowali swoje sprzęty – dbali o nie, naprawiali, bo były warte tego zachodu. Teraz króluje filozofia „kup i wyrzuć”. Młodsze pokolenie przywykło do łatwej dostępności i niskich cen, więc kiedy coś się psuje, po prostu kupują nowe. Z jednej strony mamy nieograniczony dostęp do technologii, ale z drugiej – utraciliśmy więź z przedmiotami. Niegdyś telewizor czy radio towarzyszyły przez lata, a dziś są po prostu kolejnymi rzeczami do wyrzucenia.

Czyli Pana zdaniem nie wrócimy już do czasów, kiedy naprawa była normą?

Niestety, nie widzę takiej możliwości. Producenci nie są zainteresowani tworzeniem trwałych rzeczy – to nieopłacalne. Konsumpcja napędza rynek, a naprawy go spowalniają. Myślę, iż jedynie wąska grupa pasjonatów i ekologów doceni sprzęty, które można naprawić. Cała reszta podąży za trendem. W rezultacie świat tonie w odpadach elektronicznych, a my tracimy umiejętność radzenia sobie z awariami.

Czy miał Pan klientów, którzy zmienili podejście do naprawy po rozmowie z Panem?

Tak, zdarzało się, iż klienci, którzy początkowo przyszli z myślą o zakupie nowego sprzętu, decydowali się na naprawę starego po naszej rozmowie. Staram się tłumaczyć, iż naprawa ma sens nie tylko ze względów ekonomicznych, ale i ekologicznych. Czasem ktoś się przekona, ale to rzadkość. Niestety, ludzie wolą wygodę – a ta często oznacza zakup nowego sprzętu.

Jak Pan patrzy na przyszłość swojego sklepu?

Cóż, mój sklep jest jednym z ostatnich miejsc w Krakowie, gdzie można znaleźć części do starszych urządzeń. Jestem jednak realistą – sprzedaż części stale maleje, a koszty prowadzenia działalności rosną. Jestem w wieku emerytalnym i powoli przygotowuję się na to, iż trzeba będzie zamknąć ten rozdział. Trudno mi się z tym pogodzić, bo ten sklep to całe moje zawodowe życie, ale czasy się zmieniły i trzeba to zaakceptować.

Czy sądzi Pan, iż zniknięcie takich miejsc jak Pana sklep wpłynie na społeczność?

Oczywiście. Takie miejsca są czymś więcej niż tylko sklepami – to małe centra społeczne. Starsi ludzie przychodzą, żeby nie tylko coś kupić, ale i porozmawiać, zasięgnąć rady, poczuć, iż są częścią jakiejś społeczności. Kiedy sklepy takie jak mój znikną, zostanie tylko internet, a to nie jest to samo. Obawiam się, iż młode pokolenie tego nie rozumie. Kontakt twarzą w twarz ma ogromną wartość, a technologia nigdy go nie zastąpi.

A gdyby miał Pan przekazać jakieś przesłanie młodszym pokoleniom, co by to było?

Powiedziałbym im, żeby uczyli się naprawiać, a nie tylko kupować. Świat zmierza w kierunku nadmiernej konsumpcji, a tymczasem warto czasem zwolnić, spojrzeć na to, co mamy, i spróbować to naprawić. To uczy cierpliwości, szacunku do rzeczy i szacunku do środowiska. Zrozumienie wartości naprawy to coś, co może pomóc im żyć mądrzej i bardziej odpowiedzialnie.

Czy w takim razie widzi Pan jakieś światełko w tunelu dla rzemieślników takich jak Pan?

Być może. Obserwuję, iż ruchy ekologiczne zaczynają wpływać na świadomość ludzi. Coraz częściej mówi się o ograniczaniu odpadów, o ponownym użyciu przedmiotów. Może kiedyś wrócimy do czasów, gdy naprawa będzie doceniana, choćby przez niewielką grupę świadomych konsumentów. Byłoby to piękne – i kto wie, może jeszcze doczekam się dnia, kiedy ten trend choć trochę się odwróci.

***

Czytaj także:

  • Od lat 80. w Nowej Hucie. “Przywiązanie do dzielnicy, ogródków i działek”
  • Najstarszy fryzjer Nowej Huty strzyże od 60 lat. “Teraz choćby mężczyźni robią sobie trwałe”
  • 90 procent pracowników to osoby z doświadczeniem choroby psychicznej lub niepełnosprawnością. Mają 4,7 w Google
  • Raffaele Esposto: Polacy i Włosi to najlepsi ludzie na świecie, a moja pizza jest jak narkotyk
  • Uczył się w Rzymie. Pizzę robi taką, iż zawstydza włoskich pizzaiolo
  • Reprezentant Polski piecze na Kazimierzu. “Życie jest za krótkie, żeby robić ciągle to samo”

Idź do oryginalnego materiału