2276. Jeden tok myślenia...

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 dzień temu
Jakoś tak w połowie września udałam się na spotkanie podsumowujące działalność polskich wolontariuszy w tzw. "Casa Polonia" podczas Jubileuszu Młodych odbywającego się na przełomie lipca i sierpnia br. Jak już wspominałam we wcześniejszych wpisach, także i moja osoba była wolontariuszem na tym wydarzeniu. Teoretycznie nie było ono obowiązkowe, ale pomyślałam sobie, iż dobrze byłoby się na nim pojawić. Pokombinowałam z godzinami w pracy i tak je poustawiałam, iż udało mi się pogodzić jedno z drugim.
Droga do stolicy była jakimś koszmarem - tłum ludzi prawdopodobnie jechał na koncert jakiegoś wokalisty na Narodowym, przez co pociąg był i opóźniony, i zatłoczony. Na szczęście udało mi się dojechać do celu. Potem jeszcze trzeba było dotrzeć do siedziby Konferencji Episkopatu Polski i można było czuć się jak zwycięzca. Trochę się spóźniłam, ale co tam, ważna była sama obecność.
Na spotkaniu głównie dzieliliśmy się naszymi wrażeniami co do tamtego wolontariatu, ale też spostrzeżeniami, aby następny polski wolontariat na ŚDM w Seulu wypadł jeszcze lepiej i komfortowo, przede wszystkim dla osób posługujących na nim. Wiem, iż do tego czasu pozostało kilkanaście miesięcy, ale warto pomyśleć o wszystkim zawczasu. Ja na przykład wniosłam o to, aby w strefie wolontariusza oprócz ekspresu do kawy był jakiś czajnik. W Rzymie tego nie było i był problem.
Wraz z nami na spotkaniu był też biskup siedlecki, Grzegorz Suchodolski. Na koniec spotkania podzielił się z nami, iż pod koniec listopada przygotowuje w Warszawie konferencję, na którą potrzebuje wolontariuszy. Czy domyślacie się, jaki pomysł wpadł mi do głowy? Kto mnie już trochę zna, chociażby z bloga, ten będzie wiedział.
Na drugi dzień po powrocie postanowiłam jednak zobaczyć i zorientować się, o co adekwatnie w tej inicjatywie chodzi. Jak wyczytałam w zasobach internetowych, Forum Mosty 2025 miało być zorganizowane po raz pierwszy przez Radę Konferencji Episkopatu Polski. W zamierzeniu miało zgromadzić liderów świeckich wspólnot, ruchów i stowarzyszeń wraz z ich duszpasterzami. Głównym zadaniem forum było stworzenie przestrzeni spotkania i dialogu różnych środowisk osób, które są zaangażowane w życie Kościoła oraz społeczeństwa, takich jak duchowni, świeccy, ludzie kultury, nauki i mediów. To oni w podejmowanych rozmowach mieli wspólnie szukać odpowiedzi na pytania, które stoją przed Kościołem i całym społeczeństwem. Tematami debat miały być rola Kościoła w erze sztucznej inteligencji, sposoby rozbudzania wiary w pokoleniach, które coraz trudniej zdobyć, czy tworzenie wspólnot otwartych na pytania, wątpliwości i różnorodność doświadczeń.
Mając już niejako ogląd na całość sprawy, odważyłam się i napisałam do księdza biskupa Suchodolskiego z pytaniem, w jaki sposób mogę dołączyć do wolontariatu pomagającego przy wydarzeniu. Np. kiedy rekrutowałam się do wolontariatu na Strefę Młodych w Sosnowcu, to robiłam to przez formularz, a tutaj nic takiego nie ma. W odpowiedzi otrzymałam instrukcję, żeby zgłosić się do koordynatorki wolontariatu Krajowego Biura Organizacji Światowych Dni Młodzieży - Viki. Tak też zrobiłam, dzięki czemu dołączyłam do wolontariuszy z ramienia KBO, których w większości znałam i z Rzymu, i z wcześniejszych wydarzeń promujących ideę ŚDM.
Karo, Aga, Ja, Tesia i Łuki
Nasza posługa zaczęła się rankiem 28 listopada, kiedy pełni werwy wstawiliśmy się w budynku telewizyjnym ATM mieszczącym się przy ulicy Szeligowskiej na obrzeżach Warszawy. Zważywszy na wczesną porę, odległość od mojego miejsca zamieszkania oraz to, iż wydarzenie było dwudniowe, a ja w stolicy byłam adekwatnie od czwartkowego wieczoru, wykupiłam sobie dwa noclegi na miejscu, co było mądrym rozwiązaniem. Z kolei we wspomnianym budynku kręcono m.in. "Milionerów", "Mam talent", czy też "You Can Dance", o czym przypominają zdjęcia rozwieszone na korytarzach.
Do zadań naszej ekipy należała obsługa szatni oraz recepcji. Ja wylądowałam na szatni. Odebranie i wydanie setek kurtek i bagaży nie było łatwą sprawą, choćby dla kilku osób, ale na osłodę zdarzały się też miłe akcenty, takie jak spotkanie liderki mojej grupy wolontariackiej z tegorocznej Strefy Młodych w Sosnowcu, siostry Łucji znanej z Lednicy, znajomych księży salezjanów, siostry zakonnej, która na co dzień posługuje w Laskach, a szła z nami na Jasną Górę, aktorów Leszka Zduna oraz Arkadiusza Janiczka i na deser, mojego biskupa Artura Ważnego wraz z księdzem Szymim, z którym byłam w Panamie. Ci na mój widok narobili takiego rabanu, iż aż ludzie się ośmiali (hasło księdza Szymiego wręczającego mi numerek w szatni - "Ja muszę wspierać moich diecezjan" bezcenne). Wisienką na torcie było zobaczenie na żywo jednego z moich profesorów i podziękowanie mu za zajęcia, przeprowadzone w trybie on-line.
W nielicznych wolnych chwilach staraliśmy się iść zobaczyć, co się dzieje na sali głównej, gdzie odbywały się panele dyskusyjne. Ja za pierwszym razem trafiłam na taki, na którym biskup istotny trochę wykpił niedawną aferę w moim mieście, gdzie nowa burgerownia miała obraz nawiązujący do słynnej "Ostatniej Wieczerzy". Może nie tyle samą aferę, ile pomysłodawców takiego czegoś, przypominając o tym, co stało się rok temu podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. I jak wszystko zostało adekwatnie zamiecione pod dywan. Czy organizatorów Ceremonii Otwarcia spotkały jakieś konsekwencje? Kilka dni byli na ustach całego świata i na tym się skończyło. Może sprowokowało to innych do podobnych zachowań? Skoro na tak dużej imprezie nic się nie stało, to dlaczego na mniejszą skalę miałoby być inaczej. interesujące tylko, kto byłby równie odważny i zakpił w taki sam sposób np. z islamu...
I drugi panel na którym udało mi się być i który również dotyczył sprawy, która niezmiernie mnie boli - prawo do aborcji kobiet i popieranie jej przez innych. Zwłaszcza przez tych, którzy są zdeklarowanymi chrześcijanami, którzy aktywnie uczestniczą w życiu Kościoła, a jednak podczas wszelkich protestów są za kobietami domagającymi się tego prawa. Podczas swojego przemówienia prelegent wyraźnie mówił, iż jego nie przeraża to, iż ateiści, a choćby "letni religijnie" prowadzą tego typu politykę. Jego przeraża to, iż tak postępują gorliwi na pozór katolicy. I pytał się dosadnie - co z wyznawanymi przez nich wartościami, które zaczynają być ze sobą poniekąd sprzeczne. Co z prawem do życia, należnym każdemu człowieka od chwili poczęcia? Przecież aborcja, a choćby jej jawne popieranie, jest jego zaprzeczeniem.
Ja mam podobne wątpliwości od kilku lat. Pamiętam, jak w czasie Strajków Kobiet w 2020 sprzeciwiłam się pomysłowi aborcji na życzenie dzieci w okresie prenatalnym. Było to dosyć kontrowersyjne, bo kiedy wszyscy dookoła raczej popierali strajki, ja stanęłam w obronie własnych wartości. Wybaczcie, ale dla mnie prawo kobiet do aborcji nie wiąże się z ich wolnością. Raczej stawia ich w roli Boga decydującego o tym, czy dane chore dziecko ma prawo pojawić się na świecie, czy też nie. Jasne, niejednokrotnie pojawienie się na świecie dziecka z ciężką wadą letarną, a w konsekwencji jego śmierć wywołuje u jego najbliższych ból. Dlatego napiszę otwarcie, iż rozumiem takie matki, rozumiem, iż chcą oszczędzić tego bólu i sobie i dziecku. Chociaż, wbrew pozorom, takie dziecko jest na tyle "dobrze zaopiekowane", iż nie czuje bólu towarzyszącemu jego krótkiemu życiu. Nie oznacza to jednak, iż będę popierać aborcję na życzenie w przypadku stwierdzenia takiej wadu w badaniu prenatalnym. Raz, medycyna w bardzo wielu przypadkach potrafi niwelować skutki niepełnosprawności. Nie we wszystkich, ale w części. Dziecko przy wspomaganiu może żyć "bez męczenia się". Dwa, jak ocenić w jaki sposób dana wada letarna wpłynie na dziecko? Są statystyki, ale... Ja statystycznie powinnam żyć kilka godzin. Z tych kilku godzin zrobiło się 35 lat. Trzy, choćby przez tych kilka chwil życia noworodek ma szansę poczuć w jakiś tam sposób, iż jest kochany i chciany. Aborcja może sprowadzić go do niechcianego przedmiotu, który można wyrzucić z powodu posiadanej wady. I w końcu czwarty wymiar, tym razem bardziej pod kątem rodziców tego dziecka.
Ja widzę jeszcze jeden, moralny problem tego wszystkiego. Aborcja jest dokonywana na najbardziej niewinnej i bezbronnej istocie na świecie - przebywającym w łonie matki dziecku. Łono, które ma je bronić nie spełnia tej funkcji. Lekarz wykonujący zabieg nie widzi dziecka, nie może spojrzeć w jego przerażone oczy, dziecko nie może krzyknąć z bólu i przerażenia. Wszystko odbywa się w ciszy i ukryciu, lekarz może więc nie mieć takich oporów, jak gdyby miał w przypadku uśmiercania kogoś, kto jest już na świecie, chociażby noworodka, człowieka w sile wieku, starca. Przecież równie dobrze ktoś mógł mnie tych 35 lat temu odłączyć od respiratora, przecież nie rokowałam dobrze, miałam umrzeć po kilku godzinach, niepotrzebnie zajmowałam inkubator. Inny lekarz może odłączyć Ciebie od respiratora po operacji. Albo podać Ci lekarstwo powodujące ten sam skutek. Sumienie może mieć czyste - skoro nikt jawnie nie skrytykował Strajku Kobiet, a tylko go pochwalał, to całe społeczeństwo popiera takie procedery. Rano mógłby dokonać tego typu zabieg, a wieczorem ze złożonymi rękami przyjmować Komunię Świętą. Jednego dnia taki katolik wspiera taką aborcję na życzenie, chociażby będąc całym sercem ze strajkującymi, a drugiego wstawia zdjęcie jak to on "pobożnie" odmawia różaniec. Gdzie tu logika postępowania? Gdzie stałość w wyznawanych wartościach? Albo jestem za życiem, albo za pozbawianiem go. Nie da się być za jednym i za drugim. Przynajmniej ja nie potrafię być.
Żeby nie było - dopuszczam aborcję np. w przypadku, gdzie zarodek umiejscowił się poza jamą macicy i na dzień dzisiejszy medycyna nie może nic zrobić, aby on się prawidłowo rozwijał, a jednocześnie zagraża zdrowiu i życiu matki. Rozważam w przypadku, kiedy ciąża jest w wyniku gwałtu, albo matka musi wybrać albo dziecko, albo leczenie np. nowotworu. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, iż zawsze to będzie dla matki trudna decyzja, wpływająca na jej dalsze życie. Nie da się też ukryć, iż opieka hospicyjna i psychologiczna w naszym kraju jest w opłakanym stanie. Ale to nie sprawia, iż będę robić coś niezgodnego z wyznawaną przeze mnie religią i wartościami. A aborcja na życzenie zdecydowanie staje z nimi w kontrze. Tu nie chodzi też o potępianie samych mam, bo to dla większości z nich trudna i ciężka decyzja. Bardziej o sprzeciwianie się całemu ruchowi. Przecież każdy z nas mógł być takim dzieckiem. I każdego z nas mogłoby tutaj teraz nie być.
Idź do oryginalnego materiału