W ostatnim wpisie opowiadałam Wam o Antku, który pomimo przeciwności losu obronił tytuł licencjata na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jak dla mnie dokonał czegoś niebywałego. Ale i ja się mogę pochwalić malutkim sukcesem - po wielu perypetiach i przeciwnościach losu (m.in. pobytowi w szpitalu) udało mi się złożyć pracę magisterską z pedagogiki. Planowo miałam to zrobić we wrześniu, ale tak mi się życie potoczyło, iż nie wyrobiłam się w czasie. Zdarza się. Na swoje usprawiedliwienie mam jedynie to, iż kiedy inni mieli dwa lata na napisanie pracy, ja z powodu robienia całych studiów magisterskich w jeden rok, miałam tylko kilka miesięcy. choćby nie wiem, jakim cudem wyszło mi 239 stron przy standardowych 80. A więc prawie dwa razy wymaganej objętości. A iż też chciałam, aby to wszystko miało ręce i nogi, żeby nie było napisane po macoszemu i byle jak. Żeby mnie satysfakcjonowało tak, jak praca magisterska z pracy socjalnej w 2020 roku i nauk o rodzinie sprzed kilku miesięcy. To z kolei wymagało ode mnie zaangażowania w to, co robię i dogłębnej analizy wyników badań. Temat sobie wybrałam niejako z mojej półki - o niepełnosprawnych, co sprawiło, iż nie męczyłam się z nim od strony psychicznej, a jedynie fizycznej (uwierzcie mi, przy mpd pisanie na klawiaturze bywa męczące).
Z mojej strony to wszystko w sferze przygotowawczej. Teraz ruch należy do mojego promotora (z którym współpracę będę mile wspominać, i mam nadzieję, iż ze wzajemnością). Musi znaleźć osobę chętną do zrecenzowania moich wypocin. A to może być trudne, przy takiej ilości stron. Jestem jednak dobrej myśli i mam nadzieję, iż w przeciągu miesiąca obrona będzie za mną, a ja będę mogła w obydwóch zakładach pracy zamienić dyplomy z magistra Pracy Socjalnej na magistra Pedagogiki. W zasadzie ten pierwszy może być, bo łączy się pośrednio z pracą z dziećmi, ale magister pedagogiki jednak lepiej brzmi.
Tak się tylko obawiam, czy na tej ostatniej prostej nie podwinie mi się noga, czy recenzent nie doczepi się do jakiejś głupoty, czy antyplagiat nie wychwyci za dużo powtórzeń. Czy w ostatniej chwili nic nie przeszkodzi mi w zdobyciu tego przyspieszonego dyplomu. Wszystko się może zdarzyć. Ale, tak sobie myślę, iż co nas nie zabije, to nas wzmocni. Może to opóźnienie było mi po coś potrzebne? Wiedziałam, iż nie wyrobię się do lipca, celowałam we wrzesień, a tutaj wszystko się obsunęło. Na szczęście dostałam czas na nadrobienie wszystkiego i jeszcze późniejsze oddanie pracy bez większych konsekwencji. A więc mogę nazywać siebie szczęściarzem.
![]() |
| Grupa magistrów z pedagogiki opiekuńczo - wychowawczej |
To może, rzutem na taśmę, dokończyć jeszcze jedne studia, o których tutaj nie pisałam? Tam też została mi tylko obrona pracy...
Śnieg się zesypał. Biały, puchaty, choć nie klei się jak kiedyś, gdy było się dzieckiem. interesująca jestem, ile poleży na powierzchni ziemi. I czy do jutra już stopnieje...

