2271. Taki Kościół mi się marzy...

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 dzień temu
Zaczęło się dosyć niewinnie - któregoś dnia na tablicy facebookowej pojawił mi się wpis o samotnych chłopcach zamieszkałych w DPSie w Bronowicach prowadzonym przez siostry zakonne. Zaintrygowana jego treścią weszłam w profil i czytałam najnowsze wpisy, jeden za drugim, jak kartki w książce. Po pewnym czasie wróciłam do początków istnienia fanpage Domu Chłopców w Broniszewicach, który sięga 2013 roku (chociaż sama placówka funkcjonuje od dużo dłuższego czasu), przeczytałam całość i byłam oczarowana tym miejscem. Powinno być tam smutno i przygnębiająco, a tymczasem siostry i wolontariusze stworzyli chłopcom idealne miejsce do wzrastania i rozwoju pod każdym względem. A ponieważ codziennie coś wrzucają na tablicę, to nie wyobrażam sobie dnia, żeby nie wejść na ich profil i nie zobaczyć co słychać u tych niesamowitych chłopaków.
Nawet nie spodziewałam się, iż ktoś mógłby napisać książkę o tym miejscu, chociaż sam temat, nie powiem, jest bardzo wdzięczny. Ale i trudny. Dlatego tym bardziej ucieszyłam się, iż dwaj dziennikarze - Łukasz Wojtusik i Piotr Żyłka, znaleźli czas i chęci, aby przeprowadzić wywiady z dwoma siostrami, dzięki czemu pokazali, jak wygląda realizowanie Ewangelii w praktyce. Tak właśnie powstała książka "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet", który pokazuje opiekuńczą i miłosierną twarz Kościoła.
Tytuł: "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet"
Autor: s. Eliza Myk, s. Tymoteusza Gil, Łukasz Wojtasik, Piotr Żyłka
Wydawnictwo: WAM
Kraków 2021
Ilość stron: 234

Jest takie miejsce, gdzieś w diecezji kaliskiej, gdzie pośród pól i drzew stoi niezwykły dom. Dom, w którym siostry zakonne stworzyły azyl dla 54 niepełnosprawnych umysłowo chłopców. Dom, który nie powstałby bez wsparcia innych osób - nie tylko finansowego, ale też bezpośrednio w opiece nad podopiecznymi, której podejmują się wolontariusze z różnych stron Polski. To Dom Chłopców w Broniszewicach.
Łukasz Wojtasik i Piotr Żyłka namówiły pracujące w nim siostry na kilka wywiadów. W szczerych rozmowach Tymka i Eliza, bo takie są ich zakonne imiona, opowiadają o swoim powołaniu, radościach. jakie daje im służba drugiemu, choremu człowiekowi, ale też problemach związanych z prowadzeniem placówki. Pojawiają się też trudne tematy, takie jak pandemia koronawirusa, gdzie cały personel i wolontariusze na całe miesiące zostali zamknięci na terenie ośrodka, czy też strajki kobiet domagających się aborcji na życzenie. Wszystko odbywa się w przyjaznej atmosferze, z nutką humoru, dzięki czemu siostry pokazują, iż choćby w habitach są normalnymi ludźmi, a nie jakimiś służbistkami.
Pozycja "Siostry z Broniszewic" to wspaniały podręcznik głoszenia Ewangelii nie słowami, ale czynami. Wszak Jezus nie mówił: "powiedzieliście piękne kazanie..., ogłosiliście zbiórkę, ale sami nie włączyliście się w nią...", ale "Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić...". Czytając wywiady z siostrami człowiek odnosi wrażenie, iż dla nich czymś oczywistym jest realizowanie tego w życiu codziennym. I tylko człowiekowi przykro robi się w momentach, kiedy czyta, iż to księża i katolicy najbardziej rzucają im kłody pod nogi w ich codziennej posłudze najmniejszym braciom.
I właśnie taki Kościół mi się marzy. Nie, nie zdominowany przez kobiety, bo nie o to tutaj chodzi. Nie chodzi o to, aby przydzielać im rolę księży czy też diakonic. Nie! Marzy mi się za to, aby był to Kościół nie tylko głoszący piękne i wymowne kazania, ale przede wszystkim Kościół działający, wyciągający dłoń na potrzeby ludzi, zwłaszcza tych najbardziej potrzebujących, opuszczonych, wykluczonych. Dlatego tak bardzo podoba mi się idea głoszona przez papieża Franciszka, aby wychodzić na peryferie Kościoła. Nie do bogatych, młodych, zdrowych, pięknych i mądrych, ale do opuszczonych, ubogich, niepełnosprawnych i chorych. Bo to do nich najczęściej wychodził Jezus. A z drugiej strony - Jezus nie urodził się w bogatej, majętnej rodzinie, ale w biednej, zwyczajnej. To też powinno dawać do myślenia. Myślę, iż inicjatywa sióstr doskonale wpisuje się w nauczanie Jezusa. A przecież nie trzeba od razu budować DPSów, wystarczy dać skromny datek z tego, co się zebrało na tacy, pojechać do takich miejsc, pobyć z przebywającymi w nich podopiecznymi, porozmawiać z nimi. Działać, a nie tylko mówić. Och, jak wtedy zmieniłby się obraz księży w oczach wiernych...
I pomyśleć, iż Ksiądz-administrator już w pierwszym miesiącu swojego urzędowania na nowej parafii zastanawiał się, czy nie przerobić części nie takiej dużej plebanii np. na mieszkanie treningowe dla niepełnosprawnych czy też wykluczonych. No, wizja niezła, oby tylko na tym się nie skończyło. Bo wiecie, takim czymś pokaże nieco inną twarz Kościoła, niż tą, która jest znana z mediów.
Idź do oryginalnego materiału