2209. To już siódmy raz biegli mając za patrona Pier Giorgia Frassatiego

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 dzień temu
Czyż mogło mnie zabraknąć na biegu górskim, któremu patronuje sam Pier Giorgio Frassati w roku, w którym ma zostać ogłoszony świętym? Co prawda dzień wcześniej papież Leon XIV ogłosił zmianę terminu kanonizacji Piotrka Frassatiego oraz Karola Acutisa, nie zmieniło to jednak radosnego świętowania w sportowym stylu, tak jak Piotrek lubił najbardziej, czyli w górskich okolicznościach przyrody. Już po raz piąty mogłam pomagać przy organizacji biegu i za każdym razem czuję taką samą, jak nie coraz większą, ekscytację.
Przez tych kilka lat wyrobiłam sobie opinię na tyle, iż niemal bez zająknięcia wciągnęli mnie w poczet wolontariuszy w chwili, kiedy napisałam głównemu organizatorowi na messengerze. A na miejscu już wszyscy znajomi na mnie czekali i chyba choćby cieszyli się na mój widok. Ja zresztą też. No, może prawie, bo nie mogłam dostrzec nigdzie Bacy, ale też może dlatego, iż trafił mi się wcześniejszy transport do Kato, a on mógł zabezpieczać trasę. Ale i bez tego było całkiem znośnie. Nie, przepraszam - było rewelacyjnie.
Pogoda dopisała, wszyscy wbiegali w doskonałych humorach, chyba nikomu nic poważniejszego się nie stało. Aż miło ich było witać na mecie i wręczać im medale z całego serca gratulując ukończenia 22-kilometrowego biegu. Bo wiadomo - podium jest tylko trzymiejscowe, jednak prawdziwe zwycięstwo powinno być mierzone według stosowania zasady fair play oraz hartu ducha. A tutaj każdy może być zwycięzcą.
Mnie osobiście ucieszył fakt, iż w biegu biegło kilkoro moich znajomych z różnych przestrzeni życiowych. Satysfakcja przybiera wtedy na sile. No co ja na to poradzę, iż podzielałam z nimi ich radość? Na tym chyba polega ponadwymiarowość znajomości. Były też zaskoczenia - na przykład jeden z księży przebiegł całą trasę wiodącą po górach w sutannie, chociaż jego koledzy po fachu zdecydowali się na typowo sportowy strój. Bo zakonnica biegnąca w habicie (ale też w obuwiu sportowym) już mnie specjalnie nie dziwi. Może za pierwszym razem tak było, ale po kilku latach już się przyzwyczaiłam. Połączenie biegnącego w tym biegu księdza i sutanny jednak rzadko się zdarza.
Jedyne co mogę sobie zarzucić to to, iż nie zrobiłam zdjęć tym cudownym górskim krajobrazom. Mówi się trudno, chociaż wiem, iż Ksiądz Niosący Światło na pewno by się ucieszył na ich widok. Ciśnie się zwrot, iż może innym razem, ale czy będzie ten inny raz nam dany...
Idź do oryginalnego materiału