W poprzedniej notatce zamieściłam Wam wywiad z autorką ostatnio przeczytanej przeze mnie książki "Dziewczyny ocalone. Historie prawdziwe", Anną Herbich, w którym pisarka niejako przybliża nam jej tematykę, ale też przywołuje wątki, które nie zostały poruszone w pozycji. Trochę mnie tym zaintrygowała, nie powiem, iż nie. Postanowiłam sprawdzić, czy zostały przeprowadzone z Anną wywiady również na temat innych jej książek. Po nitce do kłębka dotarłam do jednego z nich dotyczących książki, która również wywołała na mnie niemałe wrażenie.
"Dziewczyny Sprawiedliwe. Kobiety, które ratowały Żydów" były jedną z ostatnich książek, jakie udało mi się wypożyczyć tuż przed zamknięciem bibliotek z powodu narodowej kwarantanny (pisałam o niej >>tutaj<<). A iż takie historie są szczególnie bliskie mojemu sercu, przeczytałam ją jednym tchem. A potem długo rozmyślałam nad jej treścią. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, iż tuż przed jej premierą (29 września 2019 r., a więc kilka dni po moich 29 urodzinach) ukazał się na onecie wywiad, również przeprowadzony przez panią Katarzynę Szewczuk, w którym podobnie przybliżała potencjalnym czytelnikom treść "Dziewczyn Sprawiedliwych".
Szmalcownicy i Sprawiedliwi żyli obok siebie. "Jedno żydowskie dziecko ocalisz, a moich czworo zginie".
Kiedy skuleni w piwnicach, na poddaszach i skrytkach Żydzi, wsłuchiwali się w każdy ruch, Gestapo szalało. Sprawiedliwi ryzykowali wszystkim. Los Polaków przyłapanych na ukrywaniu Żydów był przesądzony - będą wieszani, rozstrzeliwani, ich domy zrówna się z ziemią. Wśród heroicznych decyzji, przyjaźni i miłości, strach, choć momentami przytłaczający, nie sparaliżował tych, którzy historię swojego życia przedstawili w "Dziewczynach Sprawiedliwych" Anny Herbich.
![]() |
Żydowskie dzieci w czasie wojny. Zdjęcie zrobiono najprawdopodobniej w 1940 r. /dpa / PAP (źródło zdjęcia) |
- Nazwisk wszystkich ludzi, którzy ratowali Żydów podczas II wojny światowej nie poznamy nigdy. Faktem jest jednak, iż najliczniejszą wśród nich grupą są Polacy.
- - Prawda o naszej historii jest znacznie ciekawsza niż oklepane sztampy. Bohaterstwo Polek i Polaków nie podlega żadnej dyskusji - podkreśla w trakcie rozmowy Anna Herbich.
- Wśród opisanych historii jest Tadeusz. 20 członków jego rodziny ginie w "pociągu do raju". - Życie uratowali mu Polacy i miłość. Myślał, iż woli zginąć w Polsce u boku ukochanej niż ocaleć z dala od niej. Stało się dokładnie odwrotnie - opowiada Hebrich.
- Stara żydowska zasada brzmi: kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat. Pomyślcie, ile światów uratowali polscy Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata.
Katarzyna Szewczuk: Piszesz, iż matkom było najtrudniej. Jedna ze scen z Twojej książki: Żyd, doktor, który uratował przed wojną życie pana domu, błaga na kolanach jego żonę, by zmieniła zdanie i zgodziła się go ukryć przed Niemcami.
Anna Herbich: Ta scena była niezwykle dramatyczna, rozdzierająca. Opór przed przyjęciem kolejnego żydowskiego uciekiniera nie wypływał jednak ze złych intencji. Ta pani po prostu panicznie bała się, iż Niemcy wpadną na ich trop i zamordują jej rodzinę. Jedno żydowskie dziecko ocalisz - mówiła do męża - a moich czworo zginie. Trudno rzeczywiście wyobrazić sobie ten straszliwy dylemat, przed którym stały matki, do których drzwi pukali Żydzi.
Decyzja wymagała nie tylko olbrzymiego heroizmu, ale wręcz przełamania instynktu samozachowawczego. Sama jestem matką i przepełnia mnie podziw dla tych kobiet.
Całe szczęście przytoczona przez ciebie historia skończyła się szczęśliwie. Żydowska rodzina w komplecie przeżyła wojnę na strychu polskiej rodziny. Jednak te kilka miesięcy dla obu stron były piekłem. Zarówno Polacy, jak i Żydzi, żyli w ustawicznym strachu, napięciu nerwowym. Bali się, iż Niemcy odkryją kryjówkę i wszystkich zamordują.
Katarzyna Szewczuk: Inny obraz. Maj, trwa wojna. Dwie koleżanki siedzą przed młynem i zrywają źdźbła trawy. Żydówka mówi do Polki: wiesz, za kilka dni ja nie będę już żyć. Dziewczynka nie ma wątpliwości, co robić, choć pozostało dzieckiem?
Anna Herbich: Obie dziewczyny - Belę i Łucję - łączyła przedwojenna przyjaźń. Dziewczyny rozdzieliła wojna. Bela była już w getcie, gdy pewnego dnia, przyciskając twarz do drutów kolczastych, zauważyła Łucję. Rozmowa trwała chwilę - spotkania przy murze były niebezpieczne. Niemcy mogli otworzyć ogień w stronę dzieci.
Dziś nie wiemy, jak dokładnie to się udaje, ale Beka wychodzi na chwilę z getta, by spotkać się z przyjaciółką. Wtedy wyznaje Łucji, iż jej dni są już policzone - trwały wywózki Żydów do obozów zagłady. Bela, choć żyła ze świadomością wyroku, nie poprosiła Łucji o pomoc. Wiedziała, iż nie może tego zrobić. Nie mogła żądać od przyjaciółki, by ta narażała dla niej życie. I tu Łucja wychodzi z inicjatywą.
Dzieci w getcie warszawskim - data nieznana / CTK / PAP (źródło zdjęcia) |
Uznała, iż o ile zachowa się biernie i nie pomoże Beli, całe jej późniejsze życie będzie zmarnowane. Straci sens. Ta decyzja to dla niej był test człowieczeństwa. Młoda dziewczyna przekonała rodziców, iż należy przyjąć do domu Belę. Oni na początku oponowali, bali się ukrywać Żydówkę. Łucja postawiła jednak na swoim. Bela wojnę przeżyła.
Katarzyna Szewczuk: Czy Sprawiedliwi, wspominając swoją decyzję, mówią otwarcie, iż mieli wątpliwości jak postąpić?
Anna Herbich: Sprawiedliwi byli bohaterami, ale byli też ludźmi. I jak każdy - wahali się, przeżywali rozterki. W przypadku bohaterek mojej książki, całe szczęście, były to tylko chwile. Mimo kolosalnego ryzyka decydowały się ratować żydowskich bliźnich. Niemcy wprowadzili w okupowanej Polsce karę śmierci dla ratujących Żydów, by od tego odstraszyć, sterroryzować polskie społeczeństwo. Sprawiedliwi zastraszyć się nie pozwolili.
Żydzi w Warszawie - 1921 rok /UPPA / Photoshop / PAP (źródło zdjęcia) |
Katarzyna Szewczuk: Jak wyglądała codzienność tych, którzy ukrywali Żydów? Ze wspomnień wybija się bohaterstwo, ale też czytamy o zwątpieniu, konfliktach i strachu.
Anna Herbich: Pomaganie często trwało wiele miesięcy, a choćby kilka lat. Przez cały ten czas Sprawiedliwi nie byli pewni dnia, ani godziny. Zdarzało się więc, iż pomiędzy ratującymi, a ratowanymi dochodziło do napięć i sporów. Trudno się temu dziwić - przecież przed długi czas musieli żyć razem pod jednym dachem wcześniej obcy sobie ludzie. Mieli zszargane nerwy. Bywało więc, iż kłótnie wybuchały z byle powodu: a to ktoś nie zmył naczyń, a to wydoił kozę i nie podzielił się mlekiem. Jak to wśród domowników.
Bohaterstwo Polek i Polaków ratujących Żydów nie podlega jednak żadnej dyskusji. To bohaterstwo najwyższej próby. O ile żołnierz na froncie narażał tylko własne życie, oni narażali życie swoje i swoich rodzin. Nie mam słów, żeby wyrazić mój podziw dla tych ludzi. Gdy w trakcie pisania "Dziewczyn Sprawiedliwych" rozmawiałam z Polkami ratującymi Żydów - nie mogłam wręcz uwierzyć, iż te kobiety dokonały tak wspaniałych czynów. Możemy być z nich dumni. Ale oczywiście ratowanie Żydów często nie było sielanką. Mówiliśmy już o dylematach, rozterkach, strachu.
Na zdjęciu zrabowany przez Niemców majątek Żydów złożony w kościele US Army Photo / Almy Stock Photo / PAP (źródło zdjęcia) |
Anna Herbich: To była bardzo romantyczna historia. Rodzina Gothelfów była zamożna, przed wojną posiadała w Warszawie kilka kamienic. Po inwazji Niemców na Polskę - wszyscy znaleźli się w getcie. Ponieważ zachowali pokaźne środki finansowe w 1942 r. uzyskali - jak im się wydawało - możliwość ucieczki z okupowanej Polski. Chodziło o zakup latyno-amerykańskich paszportów i wyjazd na Zachód wspomnianym "pociągiem do raju".
Tadeusz jako jedyny z dwudziestoosobowej rodziny odmówił wyjazdu. A powodem była wielka miłość do Ryfki. Była śliczną dziewczyną, o pięknych ciemnych oczach. Tadeusz zakochał się w niej do szaleństwa i powiedział, iż bez niej nie jedzie. Woli zginąć w Polsce u jej boku niż ocaleć z dala od niej. Stało się dokładnie odwrotnie.
Tadeusz został uratowany przez rodzinę jednej z bohaterek mojej książki, przeżył wojnę. A cała rodzina Gorhelfów została zamordowana w komorach gazowych. "Pociąg do raju" okazał się bowiem pociągiem do śmierci... Ryfka z Tadeuszem pobrali się w czasie wojny, a po jej zakończeniu wyjechali do Izraela. W 1992 r. w Polsce, wspólnie z panią Wandą Turczyńską, która ich uratowała, obchodzili swoją 50. rocznicę ślubu. Ta historia pokazuje, iż miłość jest silniejsza niż wojna. I iż zawsze zwycięży. choćby z Hitlerem.
Katarzyna Szewczuk: Dlaczego po wojnie Sprawiedliwi dalej ukrywali swoje bohaterstwo?
Anna Herbich: Różnie z tym bywało. Jedni Sprawiedliwi byli ze swojej postawy dumni i wcale nie ukrywali roli, jaką odegrali podczas wojny. A inni - rzeczywiście - nie specjalnie chcieli się z tym obnosić.
Wynikało to niestety z niechęci, jaką w niektórych lokalnych społecznościach wywoływali Polacy ratujący Żydów. A także podejrzeń, iż na tej działalności obłowili się w "żydowskie złoto". Były to oczywiście podejrzenia absurdalne.
Bohaterki mojej książki nie pomagały Żydom dla pieniędzy - robiły to dlatego, iż miały dobre serce. Całe szczęście teraz atmosfera się całkowicie zmieniła. Dzisiaj ratowanie Żydów jest w całej Polsce powodem do dumy. Sprawiedliwi zajęli należne im, czołowe miejsce w panteonie polskich bohaterów narodowych.
Muszę przyznać, iż choćby po tych kilku latach od przeczytania "Dziewczyn Sprawiedliwych" wiele wątków w dalszym ciągu kojarzę i podczas przepisywania wywiadu z automatu one do mnie powracały. Gdzieś tam świtały mi poszczególne postaci, gesty, przemyślenia. Myślę, iż tego typu książki dają dużo nadziei i wiary w drugiego człowieka. I pokazują, jakie coś faktycznie było, choćby o ile ówczesne czasy były trudne i niepewne.
Zostały mi jeszcze dwie pozycje, jakie dotychczas zostały wydane w tej serii. O ile w międzyczasie nie wyjdzie kolejna. W zasadzie każdą z przeczytanej do tej pory pochłaniałam jednym tchem i w dzień, dwa byłam już po lekturze. Chociaż lektura żadnej z nich tak adekwatnie nie była prosta i wiązała się ze sporym ładunkiem doznań emocjonalnych.