1901. Wspomnienia przyjaciela o "żelaznej damie"

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 miesiąc temu
Wczoraj minęło 55 lat od tajemniczej katastrofy samolotu pasażerskiego An-24 niedaleko położonej w Beskidach Zawoi. Z tej okazji, jak to już mam w zwyczaju, pokrótce starałam się ją Wam przybliżyć. Dla przypomnienia: na pokładzie maszyny Polskich Linii Lotniczych LOT znajdowały się 53 osoby, w tym socjolog, dyrektor Ośrodka Badań Prasoznawczych w latach 1961 - 1969, a zarazem dziennikarka - Irena Tetelowska - Szewczyk, zwana "żelazną damą". Jej starsza siostra Zofia Tetelowska to założycielka Fundacji im. Brata Alberta w Radwanowicach. Kilka lat temu historię Ireny przybliżył zmarły trzy miesiące temu ks. Tadeusz Isakowicz - Zalewski, jeden z prezesów fundacji.
Zawoja 02.04.1969r. Na stoku Policy w Paśmie Babiogórskim na terenie Zawoi rozbił się samolot An-24 SP-LTF PLL LOT. W katastrofie zginęły 53 osoby (Jan Olszewski / PAP)
Historia rodziny Tetelowskich zaczyna się w Radwanowicach w 1921 roku, kiedy ojciec Ireny i Zofii, Franciszek Tetelowski po zawarciu związku małżeńskiego, kupił dwór wraz z 55-hektarowym gospodarstwem rolnym.
- Przed I wojną światowym w dworze tym, oprócz pokoi mieszkalnych i gospodarczych, znajdował się też posterunek austriackiej straży granicznej, gdyż tuż obok przebiegała granica z zaborem rosyjskim. Z tego względu w 1909 r. dobudowane zostało także piętro z nietypowym jak na Małopolską dachem. W budynku tym urodziły się wszystkie dzieci Franciszka, najstarsza Zofia, średnia Olga i najmłodsza Irena - opowiadał ks. Isakowicz - Zaleski.
Po śmierci ojca w 1941 r. gospodarstwo przejęła Zofia, która po ukończeniu liceum na krakowskich Oleandrach zamierzała podjąć studia medyczne. Podczas wojny była sanitariuszką w Narodowej Organizacji Wojskowej. Nigdy nie założyła rodziny.
W 1987 roku, współpracując ze Stanisławem Pruszyńskim oraz młodymi ludźmi ze wspólnot "Wiara i Światło" i krakowskiego duszpasterstwa osób niepełnosprawnych intelektualnie założyła Fundację im. Brata Alberta. Kamieniem węgielnym tego ogólnopolskiego dzieła, prowadzącego dziś 35 placówek dla niepełnosprawnych na terenie całego kraju, stał się właśnie dwór z gospodarstwem rolnym w Radwanowicach. Pani Zofia zmarła w 2003 r. i jest pochowana na cmentarzu w pobliskiej Rudawie.
Pierwsi podopieczni Schroniska dla Niepełnosprawnych wraz z założycielami Fundacji przed Starym Dworem w Radwanowicach (Stanisław Markowski / Archiwum prywatne)
- Całkiem inaczej ułożyły się losy młodszych sióstr. Wyjechały one do Krakowa i tam założyły swoje rodziny. Do Radwanowic nigdy nie wróciły. Siostry wzajemnie się szanowały, ale różnica poglądów była ogromna, zwłaszcza pomiędzy Zofią a Ireną - podkreślał ksiądz.
Irena, jak pisała o niej Anna Wróbel w książce "Przodownicy pracy", "uchodziła za osobę bezkompromisową. Była jedną z prekursorek polskiego prasoznawstwa. To ona w latach 50. i 60. współtworzyła metody badania prasy. Można śmiało uznać, iż Ośrodek Badań Prasoznawczych to dzieło jej życia. Stawiała go choćby ponad ideologią, w którą szczerze wierzyła. (...) Prywatnie związana z Janem Szewczykiem, filozofem, jednym z przywódców Polskiego Października".
"Była żarliwą komunistką. Typ wyznawcy. (...) Jej zaangażowanie i wiara w komunizm były tak mocne i szczere, iż stanowiła kłopot choćby dla działaczy partyjnych, którzy często nie należeli do najuczciwszych. Można choćby powiedzieć, iż ta żarliwość doprowadziła ją w końcu do Ośrodka Badań Prasoznawczych" - w ten sposób opisywał ją nieżyjący już prof. Walery Pisarek.
A jak widziała ją siostra i zapamiętali mieszkańcy Radwanowic?
- Mieszkańcy wioski, która w dawnych czasach była zaściankiem szlacheckim, zaangażowania Ireny w komunizm nie rozumieli. Poza tym jej więź ze wsią była znikoma. Z kolei Zofia ewidentnie matkowała młodszej o 6 lat Irenie. I to pomimo tego, iż jak wspomniałem, jedna była w NOW, druga w PZPR. Nigdy złego słowa od Zofii o Irenie nie słyszałem. Co więcej, jak panią Zulę (tak familiarnie nazywali ją mieszkańcy wioski) wzięło na wspomnienia, to dużo o swojej siostrze mówiła - opowiadał ksiądz Isakowicz - Zalewski, który miał możliwość spędzenia wiele czasu rozmawiając z Zofią Tetelowską. - Imponowało jej to, iż Irena czasami przyjeżdżała do Radwanowic ze znanymi osobami, np. z ks. prof. Józefem Tischnerem. Kiedyś opowiadała mi, jak w tym samym saloniku, przy słynnej wiśniówce, przez nią samą wytwarzanej, dysputy filozoficzne wiedli ze sobą trzej znajomi Ireny, czyli ksiądz [Tischner], wierzący Żyd i marksista ateista. Tym trzecim był mąż Ireny, dr Jan Szewczyk, rodem z Lublina. Był członkiem Armii Krajowej i powstańcem warszawskim, a po opuszczeniu obozu jenieckiego żołnierzem II Korpusu we Włoszech. Po powrocie do kraju budował Nową Hutę i stał się komunistą. W końcu jednak przeszedł na pozycje dysydenckie władzy. Życiorys swego szwagra pani Zofia dawała jako przykład poplątanych polskich dróg. Kiedy powstała Fundacja im. Brata Alberta i do Radwanowic zaczęli przyjeżdżać dziennikarze, to Zofia cieszyła się zawsze, iż wiedzą kim była Irena i iż niektórzy z nich ucieszyli się choćby na studiach z jej publikacji. Dodam, iż obie siostry miały podobne charaktery, były nieustępliwe i bezkompromisowe, a przy tym bardzo wrażliwe na sprawy społeczne. Typowe siłaczki - opowiadał.
Założyciele Fundacji - Zofia Tetelowska i ks. Tadeusz Isakowicz - Zalewski (Stanisław Markowski / Archiwum prywatne)
Według profesora Walerego Pisarka tworzący ośrodek Ignacy Krasicki zaproponował Irenie Tetelowskiej pracę. W 1957 roku weszła do Kolegium Ośrodka Badań Prasoznawczych. Krasicki zyskał przy tym niesamowicie oddanego pracownika, a także "ściągnął ją z oczu partyjnym decydentom, których mocno irytowała, pracując jako dziennikarz".
Potwierdzał to ksiądz Tadeusz, twierdząc iż żadne rządy totalitarne, w tym komunistyczne, nie lubiły, nie lubią i nie będą lubić dziennikarzy: - Nigdy nie słyszałem, aby Irena Tetelowska była w konflikcie z władzą. Co więcej, w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej znalazłem jej teczki. Służba Bezpieczeństwa chciała ją zwerbować na tajnego współpracownika o ps. "Szarotka". Do werbunku jednak nie doszło, ponieważ esbecy uznali Irenę za lojalną członkinię PZPR i odstąpili od działań. W przeciwieństwie do innych naukowców mogła swobodnie wyjeżdżać za granicę. Dopiero po Marcu 1968 r. i po czystkach na uczelniach krakowskich stała się, jak i jej mąż, krytyczna wobec komunizmu.
Dodatkowo pani Irena była pasjonatką w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jej siostra ceniła ją za wiedzę oraz kulturę osobistą. We wrześniu 1997 roku przez trzy dni w dworze w Radwanowicach gościł Lech Wałęsa, który przed zbliżającą się kampanią do parlamentu wspierał posła Jana Rokitę z Akcji Wyborczej Solidarność. Każdego ranka pani Zofia sama przygotowywała dla gości śniadanie. Jak wspominał kapłan, była ona zawsze interesująca światła i z chęcią przepytywała wszystkich o różne sprawy: - Jednak Wałęsa, zamiast z nią rozmawiać, czytał przy śniadaniu gazety, szukając artykułów o sobie. Po jego wyjeździe pani Zofia powiedziała do mnie, iż jej siostra, Irena, choć była szefem Ośrodka Badań Prasoznawczych, to nigdy gazet przy posiłkach nie czytała. Od tej pory Wałęsa miał u niej przechlapane - wspominał ze śmiechem, przyznając, iż za to z wielką atencją wypowiadała się o premierze Jerzym Buzku, który również przyjechał do Radwanowic, oraz o marszałek Senatu Alicji Grześkowiak, którą poznała poprzez fundację. Obojga polityków ceniła za kulturę osobistą i dobre maniery, chociaż ich poglądów raczej nie podzielała, ponieważ zawsze sympatyzowała z ludowcami.
Ale jak to się w ogóle stało, iż Irena Tetelowska znalazła się na pokładzie tego feralnego samolotu? Jak opowiadał ksiądz Isakowicz - Zalewski, kobieta wracała z prof. Zenonem Klemensiewiczem z konferencji w Warszawie. Ponieważ było to tuż przed Wielkanocą, brakowało już biletów. Również Irenie nie udało się go zdobyć. Z pomocą przyszedł wspomniany już prof. Walery Pisarek, wybitny językoznawca, który po dżentelmeńsku odstąpił jej swój bilet, a sam pojechał pociągiem. Po śmierci Ireny to właśnie on zastąpił ją na stanowisku dyrektora Ośrodka Badań Prasoznawczych w Krakowie. - Historia jak z filmu - podsumował duchowny. Jak dodał, jego rodzice, również poloniści i językoznawcy, bardzo dobrze znali prof. Klemensiewicza. Przyjaźnili się też z jego córką, prof. Ireną Bajerową, która także była językoznawczynią.
Prof. Walery Pisarek był językoznawcą i prasoznawcą, specjalizował się w komunikowaniu masowym i socjolingwistyce. Zmarł 5 listopada 2017 r. w wieku 86 lat. (Andrzej Grygiel / PAP)
Przy tej samej ulicy w Krakowie, przy której mieszkała rodzina księdza Tadeusza Isakowicza - Zalewskiego, mieszkała rodzina Naumczyków. Oni, czyli rodzice wraz z trójką dzieci, także znajdowali się na pokładzie tego samolotu, a tym samym - zginęła w katastrofie. Ciekawostką jest, iż ojciec rodziny, Antoni Naumczyk, był żonatym księdzem z Kościoła Polskokatolickiego.
W książce "Cześć, giniemy!" poświęconej największym katastrofom w powojennej Polsce możemy wyczytać, iż samolot PLL Lot typu An-24 wystartował z Warszawy o godz. 15.20 i leciał w stronę Krakowa. Lot planowo miał trwać 55 minut. Za sterami maszyny siedział pilot z 20-letnim doświadczeniem - Czesław Doliński. Po minięciu radiolatarni w Jędrzejowie stało się coś dziwnego - maszyna zniknęła z precyzyjnego radaru na lotnisku w Balicach. Innymi słowy - samolot wymknął się spod naziemnej kontroli.
Oficjalna wersja władz przypisywała całą winę pilotom. Mieli oni "przeoczyć" Kraków i z niewyjaśnionych przyczyn polecieć w kierunku pasma Babiej Góry, tj. ponad 100 km od lotniska w Balicach. Ani siostra Ireny, ani rodzice księdza Tadeusza Isakowicza - Zalewskiego nigdy nie uwierzyli w tą wersję wydarzeń.
Zawoja, 2.04.1969 r. Szczątki An - 24 na stoku Policy w Paśmie Babiogórskim (Jan Olszewski / PAP)
Panowało też przekonanie, iż samolot mógł uciekać do Wiednia, a rozbił się dlatego, iż piloci nie znali dobrze trasy. Inni twierdzili, iż został zestrzelony. Do dzisiaj na ten temat krąży wiele wersji i legend.
Artykuł na temat katastrofy lotniczej na Policy z 02.04.1969 r. (repr. Jacek Herok / Newspix.pl)
- Kiedy w 1999 r. powstał Instytut Pamięci Narodowej, pani Zofia, wiedząc, iż znam dobrze Janusza Kurtykę, ówczesnego szefa oddziału krakowskiego, prosiła mnie, abym poszukał odpowiednich dokumentów. Dlatego też w latach 2005-2006, prowadząc kwerendę do książki "Księża wobec bezpieki", szukałem w archiwum IPN w Wieliczce także materiałów o katastrofie. Niestety nie znalazłem nic, co mogłoby rzucić nowe światło na tę sprawę. W 2014 r. napisałem artykuł pt. "Niewyjaśniona katastrofa lotnicza pod Zawoją", po którego publikacji dostałem wiele listów. Także po mszy św., którą w 50 rocznicę katastrofy odprawiłem w kościele w Radwanowicach - tłumaczył kapłan.
Irena Tetelowska została pochowana na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Jej mąż, Jan Szewczyk, sześć lat później zginął w wypadku samochodowym. To on umieścił na grobie żony mosiężny odlew pierwszej strony gazety "Trybuna Ludu", z informacją o katastrofie lotniczej. Jednak pani Zofii się to nie podobało. Zdjęła więc odlew i postawiła metalowy krzyż. Tablicę przekazała na przetopienie, gdy w 1993 r., w 50 rocznicę pacyfikacji Radwanowic, mieszkańcy ufundowali dzwon noszący imię św. Rafała Kalinowskiego. Dzwoni on po dzień dzisiejszy.
Gazety archiwalne - wycinki gazet nt. katastrofy lotniczej na Policy z 02.04.1969 r. (repr. Jacek Herok / Newspix.pl)
- Śmierć Ireny była dla pani Zofii wielkim wstrząsem. Kiedyś opowiadała, iż właśnie wtedy, po raz pierwszy pomyślała, aby, nie mając spadkobierców, przekazać dwór i gospodarstwo na dobry cel. I w ten sposób, kilkanaście lat później powstała Fundacja im. Brata Alberta - przyznał na zakończenie rozmowy ksiądz Tadeusz Isakowicz - Zalewski.

źródło https://podroze.onet.pl/ciekawe/katastrofa-lotnicza-w-policy-historia-dziennikarki-ktora-zginela/xk3jz2z/
Idź do oryginalnego materiału