Międzynarodowy Dzień Seksu to święto i jednocześnie nie święto. Niby wszyscy znają, niby każdy się zetknął – osobiście lub ze słyszenia, niby większość świętuje, ale jakoś tak dziwnie „o tych sprawach” mówić głośno.
Co ciekawe, dzisiejsze święto usankcjonowanym świętem wcale nie jest. Owszem, internetowe podania i legendy głosiły, iż pieczę nad Dniem Seksu objęła UE. Później jednak wiadomość ta została sprostowana, ponieważ nigdy faktem nie była, a organ, który miał nad tym ważnym dniem mieć kuratelę – nigdy nie istniał.
To trochę ironia losu, bo zawirowania te mocno oddają ducha seksu – samego w sobie. Temat seksu – obecny jest w naszym życiu na tyle, iż bez niego nie byłoby ani dnia dziecka, ani dnia matki, ani dnia kombatanta czy choćby dnia roweru. Niemniej, mówić o nim głośno już jakby trochę nie wypada.
I choć ludzie z jego dobrodziejstw korzystają, to i tak jakoś przyznawać się wstyd… To trochę jak z czytaniem III gatunkowej prasy i chodzeniem do lumpeksu… Wielu korzysta, bo w sumie, żadna to ujma, ale mało kto mówi o tym otwarcie
Zatem, choć nie wiadomo do końca, kto dzień dzisiejszy powołał do życia, skorzystajmy z okazji i porozmawiajmy dziś – o seksie. My ludzie z reguły mamy problem z tym tematem. Jakoś łatwiej przyznać się, iż jesteśmy zadłużeni co najmniej do 4-go pokolenia w przód lub, iż nie ogarniamy tego, co wokół nas i iż z rodziną nie układa się i to na tyle, iż z ojcem lub bratem nie rozmawiamy od dwóch lat, ale – iż nie bardzo też w sferze intymnej, to już cicho sza.
Zatem, porozmawiajmy dziś o seksie i żeby nie było za łatwo – o seksie stomików, zwyczajnie i bez zadęcia. I aby było raźniej i jakoś tak po ludzku, to na przykładach z życia.
Kasia i Tomek
Dobrani jak w korcu maku, prawie jak ta serialowa para z telewizyjnego serialu. Młodzi, piękni i absolutnie dopasowani. Poznali się mając bez mała lat 18 (Kasia) i 20 (Tomek). Wszystko układało się idealnie. Planowali dom z ogródkiem, dzieci i żyć długo i szczęśliwie. I realizowali ten plany z żelazną konsekwencją. Pęd do spełnienia marzeń zatrzymała brutalnie choroba; Tomek mając 25 lat usłyszał diagnozę. Rak jelita grubego. Całkowita resekcja i stomia albo – koniec marzeń.
Szans na przemyślenie tematu nie mieli wcale. Najpierw trzeba było ugasić pożar. Z całą resztą chcieli zmierzyć się później. Zatem operacja, seria zmasowanego farmakologicznego wsparcia, która dosłownie zmiotła Tomka z planszy i stomia… Zdążyli na czas. Wycięcie jelita zakończyło temat. Rak już go nie dotyczył. Tomek był zdrowy. Wracał do sił i do sylwetki sprzed operacji..Włosy odrosły, mięśnie się odbudowały. Fizycznie – przystojny młody mężczyzna. Psychiczne – strzęp człowieka.
Nie potrafił spojrzeć w lustro, nie potrafił rozmawiać o tym, co się stało i o tym, co do końca życia będzie miał przyklejone do brzucha. Nie umiejąc zaakceptować tego, jak zmieniło się jego życie, eliminował wszystkie przyjemności, jakby każąc się za to, co się stało. Temat seksu nie istniał, choć nie było żadnych przesłanek świadczących o tym, iż Tomek nie może „być w pełni mężczyzną”, jak to zgrabnie ujmują stereotypowe hasła. Wręcz przeciwnie, zgodnie z kryteriami stereotypów – mężczyzną „w ten sposób” był i to bez większego problemu. Problem tkwił w tym, iż się nim absolutnie nie czuł. Po prostu. Nie wyobrażał sobie, iż może jak dawniej, rozebrać się tak przy świetle i tulić do Kasi, jak kiedyś bez skrępowania i z pełną świadomością, jak im dobrze. Mały, cienki woreczek stomijny stał się barierą. Murem, który odgradzał go od intymnych doznań, od żony, a poza sypialnią, także od ludzi, których kochał nad życie.
Paradoksalnie poczucie wstydu z faktu, iż przez woreczek wygląda groteskowo, było większe niż wtedy, gdy ważył połowę tego, co teraz, praktycznie mieszkał w toalecie, a kiedy musiał wyjść, to w pampersie lub z mapą sytuacyjną wszelkich toalet w promieniu kilometra. Tomek wyhodował w głowie przeświadczenie, iż jego życie straciło na wartości i na godności. Nieodwołalnie i nieodwracalnie
choć woreczek był niewidoczny dla innych, on czuł, iż uwiera go, nie tylko fizycznie, do czego można się jakoś przyzwyczaić, ale psychicznie. A ogarnięcie tej sfery było już trudniejsze.
Po miesiącach zaprzeczeń, buntu i drogi donikąd Tomek zdecydował się powalczyć o swoje życie, małżeństwo i intymność, która kiedyś dawała im tyle radości.
Akceptacji swojego ciała z woreczkiem uczy się każdego dnia. Ma lepsze i gorsze momenty, ale wielką pomocą jest Kasia. Choć seks był i przez cały czas jest istotny w ich życiu, to priorytetem jest, by przywrócić Tomkowi poczucie sensu. Bez tego trudno ruszyć naprzód. Z pomocą Kasi, uczy się więc na nowo spokoju, wyciszenia złych emocji, samoakceptacji i radości, z tego, co kiedyś było normalnością, a dziś, wciąż często chowa się za murem zbudowanym w głowie Tomka.
Julka i Alek
Zgrane małżeństwo, dwoje dzieci, 20 lat razem i nagle, wypadek samochodowy, który zmienił wszystko. To był piątek, duże zakupy, bo na weekend zapowiedzieli się goście. Miały być tańce, hulańce i grill w ogródku. Jedyne co Julka pamięta, to, iż jechała już ze sklepu. Droga znajoma, do domu niedaleko. Było dżdżyście i szaro, widoczność słaba. Kiedy się obudziła w szpitalu usłyszała, iż to nie była jej wina, iż tamten samochód wyskoczył z podporządkowanej zamiast poczekać, iż miał za dużą prędkość i wbił w samochód Juli z taką siłą, iż jej pasy prawie przecięły ją w połowie niszcząc jelita. Trzeba było je usunąć i wyłonić stomię.
Jula z aktywnej, atrakcyjnej, pewnej siebie kobiety z dnia na dzień zamieniła się w zombie. Nie cieszyło jej nic. Nie umiała w niczym znaleźć sensu… To trwało miesiącami. Choć fizycznie stanęła na nogi i znów wyglądała jak kiedyś, we własnej głowie była kimś innym. Kiedyś nie wstydziła się męża. Seks, choć nigdy nie był jakoś w absolutnym centrum ich zainteresowań, to był i był dobry. Teraz, nie ma go wcale.. Bo Julą targają emocje.. To wstyd, iż wygląda jak dziwoląg, z wielką blizną na brzuchu i dyndającym groteskowo woreczkiem, strach na samą myśl, iż woreczek mógłby odkleić się „w tym” momencie i bezradność, iż już nie potrafi, tak jak dawniej, po prostu bez skrępowania czuć się kobietą nie tylko przed własnym mężem ale i przed samą sobą….
Nie, nie ma żadnych przeciwwskazań do, jak się to ładnie mówi „uprawiania” seksu, ona po prostu nie czuje, iż potrafi znów tak zupełnie być sobą. Mąż tak lubił jej ciało przed wypadkiem, a teraz? Owszem, mówi, iż nic się nie zmieniło, iż kocha je takim jakim jest, bo najważniejsze, iż ono w ogóle jest – ciepłe i żywe, choć tak kilka brakowało… A woreczek nie ma znaczenia, bo dla niego Jula jest pociągająca, jak kiedyś. Jula wie to i wierzy, ale gdzieś w środku tkwi obawa, iż to pryśnie, zmieni się. Nie akceptuje więc nowego, nie chce choćby próbować pójść na kompromisy… Życie intymne? Oczywiście stara się, po ciemku i w przylegającej do ciała koszulce, żeby worek nie dyndał, żeby jeżeli się odklei nie zabrudził Alka. To w ogóle byłaby katastrofa, choć on zaprzecza i nie widzi w tym problemu.. I nie jest w sumie tak źle, adekwatnie jest prawie jak kiedyś… Prawie, bo Julka nie potrafi tak do końca zaakceptować, iż inaczej, nie znaczy gorzej. Wciąż ma obawy by uwierzyć, iż ta sfera się jakoś poukłada, gdy ona trochę odpuści w krytycznej samoocenie.
Weronika i Paweł
Związek doskonały, bo oparty na wspólnych pasjach i zainteresowaniach. Uwielbiają przyrodę i góry, to tam, lata temu, kochali się po raz pierwszy, w małym schronisku, przy kominku. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, z jakimi trudnościami przyjdzie im się zmierzyć. Wera zawsze miała problemy trawienne. Potem zdiagnozowano u niej Leśniowskiego Crohna, były sterydy, transfuzje, żywienie pozajelitowe, coraz mniej gór, a coraz więcej szpitali, znów sterydy, leczenie biologiczne, bez większego efektu i życie coraz bardziej podporządkowane pobytom w szpitalu.
W temat stomii weszli świadomie. Po wielu trudnych latach zdecydowali, iż ona da radę, a on będzie ją w tym wspierał. W chwili operacji Weronika miała 35 lat, Paweł, 37. To nie był czas, by rezygnować z tego, co było piękne a co z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, było im odbierane. Wiedzieli, iż stomia nie jest wyrokiem a rozwiązaniem problemów i startem w nowe. Z taką myślą szli na operację i z taką Wera przechodziła rekonwalescencję.
Nie było łatwo, zwłaszcza, iż źle dobrany sprzęt nie współpracował. Odklejał się, skóra wokół stomii była zapalona, bolesna i powodowała duży dyskomfort.
Krokiem milowym była zmiana woreczka i kosmetyków, na celowane. Wera po zmianie skwitowała, iż z tym sprzętem rekomendowanym w szpitalu jest jak z antybiotykiem. Nie robi się wywiadu i badania – by dopasować lek do potrzeb pacjenta. Po prostu daje się taki, jaki jest i albo pomoże, albo nie.
Ze zmianą sprzętu, powoli zmieniało się wszystko. Worek nie podciekał, był w sam raz, a nie dużo za duży, kosmetyki pomogły ogarnąć zapalenie. Życie stawało się prostsze, można było skupić się na jego innych aspektach. Można było wreszcie zacząć żyć jak dawniej.
Pierwsze zbliżenie z woreczkiem nie było łatwe. Po prawdzie było nieporadne i pełne wątpliwości. Weronika odkładała je ile się dało, wciąż nie czując się gotową. Nie chciała światła, nie chciała zdjąć bluzki, krępowało ją to, iż jest skrępowana, wkurzało to, iż nie panuje nad emocjami… W końcu to tylko woreczek, czemu czuje się tak, jakby była inna, gorsza? Niby proste, ale jak to wytłumaczyć własnej głowie?
Pomogło wrodzone poczucie humoru obojga, dystans do „tych” spraw i zaufanie, jakim się darzyli. Przebrnęli przez ten pierwszy raz w nowej odsłonie, kolejny był łatwiejszy, a potem, było tak, jak dawniej.
Seks. Niby znają wszyscy, niby nikt nie ma z nim żadnego problemu, a jednak, nie chcemy i nie umiemy o nim rozmawiać, a czasami, choćby o nim myśleć w kategorii naszej pierwszoplanowej w nim roli.
Liczne badania wykazują, iż nie tylko stomicy, ale też osoby bez woreczków, coraz rzadziej sięgają po tę formę odprężenia. Stres, pęd, przebodźcowanie, zmęczenie, być może depresja, powodują, iż nasze życie seksualne, w formie jaką znamy, po ludzku, odchodzi do lamusa.
W czasie, gdy możemy być tak naprawdę z kimś fizycznie blisko, wolimy sadzić kwiatki w wirtualnym ogródku, wirtualnie kupować materialne dobra, wirtualnie flirtować i grillować albo – zamiast tego, po prostu – pracować. Znowu.
Czujemy, iż inaczej nie możemy, nie umiemy, nie mamy chęci albo po prostu sił… Zwłaszcza, co ciekawe, problem dotyczy ludzi młodych. „Generation no sex”, to nazwa, która coraz częściej wybrzmiewa w wielu opracowaniach na temat życia seksualnego nie tylko młodych Polaków i Polek, ale młodych ludzi wokół.
Według tych obserwacji, wypaleni, zmęczeni i niezadowoleni z własnego życia, pędzimy z zawrotnym tempem nie do końca mając poczucie zasadności tego pędu, ale jego wewnętrzny przymus już tak.. Z kolei wieczorami jesteśmy tak zmęczeni, iż jedyne o czym marzymy – to sen, albo lampka wina i sen, albo – odwiedziny w wirtualnym świecie, gdzie mamy nad wszystkim kontrolę i skąd możemy uciec, gdy ją tracimy.
Seks nie jest i nie powinien być reliktem przeszłości. Czymś co było w naszym życiu obecne ale na przykład, operacja wyłonienia stomii i woreczek na brzuchu zmieniły wszystko. Choć tak być nie powinno, to stomicy z seksem mają problem. Duży i, jak pokazały historie dzisiejszych bohaterów, często trudny do przepracowania. Wynika on z faktu, iż nie ma w nich zgody na stomię w życiu codziennym, a skoro tak, to nie ma jej także w życiu intymnym. Po prostu.
Nie zawsze jest tak źle, bo życie seksualne stomików może być piękne i piękne bywa. Choć do tego prowadzi długa droga pracy z własną głową… jeżeli jest szansa, warto rozpocząć ją jeszcze przed operacją. Akceptacja decyzji, jaką jest wyłonienie stomii to punkt zwrotny.
Bez niej nie da się osiągnąć niczego, zwłaszcza w sferze intymnej.
Zamiast normalnego drożnego odbytu stomicy mają wentylek na brzuchu a wokół niego woreczek, który w chwilach ruchu i intymnej pasji, dynda i być może szeleści – to fakt, a jego akceptacja to już połowa sukcesu. Dobrze jest podejść do tego tematu z dystansem i odrobiną poczucia humoru. Historia zna wiele zdarzeń, małych i większych, gdy właśnie ono ratowało sytuację i pozwalało przełamać impas.
Zero jedynkowa filozofia dzieląca nasz własny świat na ten przed i na ten po wyłonieniu to droga donikąd. A ciągłe samobiczowanie się wspomnieniami i wizualizacją tego, co by było gdyby nie ten woreczek, powoduje, iż nie da się ruszyć naprzód…
By żyć dobrze, zarówno w życiu codziennym, jak i tym bardzo intymnym, potrzebna jest zgoda we własnej głowie na to, iż mamy stomię i akceptacja faktu, iż trzeba to jakoś pięknie zagospodarować. Tylko i aż. Świat nie jest czarno biały, stomicy też mają swoje problemy, również takie, które nie pozwalają im żyć życiem, o jakim marzą. Jednak, póki my sami nie mamy właśnie tak podbramkowej sytuacji, póki możemy o siebie zawalczyć, zróbmy to. Zacznijmy od spojrzenia w lustro. Od czasu wyłonienia w większości z nas poza woreczkiem i być może blizną, zmieniło się naprawdę niewiele. Mamy woreczek na brzuchu i bagaż doświadczeń. Tylko od nas zależy, jak go wykorzystamy. I to nie tak, iż seks uprawiają tylko ludzie ładni, młodzi i bez stomii. Życie pokazuje, iż także oni mają problem, by wstrzelić intymne chwile w zapchany pędem i milionem bodźców grafik.
Intymność jest dla wszystkich. Zdrowych i chorych, ludzi bez woreczka a także dla stomików,
7.06 to Międzynarodowy Dzień Seksu, który jak się okazuje, nie jest świętem. Tak czy owak, może to dobry moment, by o tym temacie choć pomyśleć cieplej i łaskawiej w kontekście własnej osoby?
Życzmy dziś sobie zatem tego, co nas cieszy, co powoduje, iż czujemy się dobrze – sami z sobą i z innymi. Przytulajmy się i korzystajmy z bliskości. Ciepło, zapach i czułość drugiego człowieka to coś, co trudno przecenić ale też coś, bez czego naprawdę trudno ruszyć z miejsca..
Czego zatem życzyć sobie nawzajem w dniu święta, które zasadniczo nie jest świętem a zdecydowanie być powinno? Otwartej głowy i akceptacji, zarówno siebie samych jak i faktu, iż zasługujemy na to, by mieć dobrą przyszłość… Od tego już tylko krok do bliskości i afirmacji życia.
Drodzy, Kochani, życzymy wspaniałego dnia. Uruchomcie wyobraźnię i spędźcie go tak, by był fantastyczny. Bez względu na to, co definiujemy jako seks, pamiętajmy, iż każdy człowiek, także stomik może a choćby powinien być szczęśliwy. Tak więc, jeżeli we własnej głowie odnajdziemy akceptację i spokój to nie ma szczytu, którego nie moglibyśmy osiągnąć, bez względu na to, jak słowo „szczyt” każdy z nas będzie definiował.
Tekst i zdjęcia Iza Janaczek