Już drugi rok z rzędu wzięłam udział w Międzyuczelnianej Inauguracji Roku Akademickiego, która tradycyjnie miała miejsce w katowickiej archikatedrze Chrystusa Króla. W tym roku już po raz 44 rektorzy, wykładowcy oraz studenci ze wszystkich uczelni w Kato zebrali się w sercu życia religijnego miasta, aby wspólną Mszą świętą rozpocząć kolejny rok nauki. Jest to doskonała okazja do tego, aby pokazać, iż pomimo różnych profili uczelni, w każdej z nich jest miejsce zarówno na profanum, jak i sakrum. Ta Msza święta była tradycyjnie połączona z wręczeniem nagrody "Lux ex Silesia", przyznawana wybitnym osobom związanym z naszym regionem Górnego Śląska. W tym roku arcybiskup Adrian Galbas zdecydował, iż trafi ona do rąk rzeźbiarza Zygmunta Brachmańskiego.
Rok temu poszłam na taką inaugurację pełna niepewności co do tego, czego mogę się spodziewać. Teraz poszłam dużo bardziej pewna. Raz, wiedziałam czego mogę się spodziewać, dwa, Duszpasterstwo Akademickie do którego przynależę było współorganizatorem całej uroczystości. Ja zaś tylko przez moją nieśmiałość nie zgłosiłam się do międzyduszpasterskiego chóru dbającego o oprawę muzyczną wydarzenia. Jedyne co mnie zaskoczyło, ale pozytywnie, to obecność biskupa mojej diecezji, Artura Ważnego na Mszy oraz wygłoszenie przez niego homilii do zgromadzonych wiernych. Nie wiedziałam tego wcześniej. A może i inny organizatorzy do końca o tym nie wiedzieli? W każdym razie ucieszyłam się z tej nowiny.
Przy dźwiękach pieśni "Gaude Mater Polonia" w uroczystej procesji przez środek archikatedry przeszli rektorzy i prorektorzy wszystkich katowickich uczelni w odświętnych togach, poczty sztandarowe, a także księża i biskupi koncelebrujący Mszę świętą. Dużo z nich było z mojego Wydziału Teologicznego. Głównym koncelebransem był arcybiskup katowicki - Adrian Galbas, który po drodze błogosławił wszystkim zgromadzonym.
Bardzo podobało mi się, iż w przygotowanie liturii zaangażowani byli studenci ze wszystkich uczelni. Naszą reprezentował diakon Adam, który odczytał fragment Ewangelii wg świętego Marka opowiadający o spotkaniu Jezusa z pewnym młodzieńcem. Młodzieniec ów zapytał się go, co ma uczynić, aby otrzymać życie wieczne. Jezus nakazał mu rzucić wszystko i iść za nim. Jednak młody człowiek nie potrafił tego uczynić.
Z niecierpliwością czekałam na homilię biskupa Artura Ważnego, której niestety nie umiem streścić w kilku zdaniach. Biskup swoją homilię zaczął od słów: "Modliłem się i dano mi zrozumienie. Przyzywałem i przyszedł mi z pomocą duch Mądrości" (Mdr 7, 7). Duch Mądrości przyszedł mu z pomocą i zwrócił uwagę na jedno słowo z usłyszanej Ewangelii - "dzieci". Tak właśnie Jezus nazwał swoich uczniów. Dla ordynariusza diecezji sosnowieckiej to ważne słowo, ponieważ jest rodzaj mądrości, podobającej się Bogu, a będąca adekwatna dzieciom. Jej owocem jest szczęśliwe serce. Dokładnie, jak u dzieci. Biskup zadał tutaj podstawowe pytanie: dlaczego dziecko jest szczęśliwe? I od razu dał odpowiedź: ponieważ ma serce ciche i pokorne, otwarte na słowo ojca i nauczyciela, jest interesujące świata, ciągle chce się uczyć i poznawać. A dlaczego dorośli są często nieszczęśliwi? Bo nie mają marzeń na miarę swojego serca, ale na miarę lęków i porażek. To one sprawiają, iż serca są "głośne", pełne hałasu, szumu, pychy, zakompleksione, karmione kłamstwem lub manipulacją, uprzedzeniami, a choćby nienawiścią. Biskup podkreślił, iż takie serca nigdy nie będą szczęśliwe. Ale Bóg chce nas wypełnić marzeniami na miarę naszych serc. Uszczęśliwiające nas Boże marzenia mogą wypełniać tylko te serca, które są ciche i pokorne, otwarte na Boże Słowo, które jest żywe, skuteczne, ostrzejsze niż obusieczny miecz, przenikające do rozdzielenia duszy, zdolne osądzić pragnienia, tak, jak zostało to napisane w Liście do Hebrajczyków".
Jak podkreślił biskup, Duch Mądrości chce poprzez Słowo dokonać swoistej diagnozy naszego pokolenia. Podobnie jak niegdyś Jezus robił podobne diagnozy stawiając pytania: z kim mam porównać to pokolenie? Jan daje na to odpowiedź: "Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom" (J. 11, 16). Ważne jest, aby w dzisiejszych czasach adekwatnie diagnozować kontekst społeczny, kulturalny i ideowy naszych czasów. Bo nasze czasy są podobne do tych jezusowych, pokolenie podobne do dzieci na rynku. Żyjemy bowiem w kulturze i dowartościowywaniu niedojrzałości. Według duchownego, bycie dzieckiem w zachowaniu i myśleniu nie powinno być celem. To tylko pewien etap na drodze do mądrości. A wydaje się, iż współczesny człowiek żyje idąc "plecami do śmierci". Nie chce spotykać się z celem i sensem życia, jest zachwycony młodością, chce zapomnieć o nieuniknionej starości i śmierci. Żyje kaprysem, kłótnią, przekorą, jak ktoś niedojrzały, zainteresowany horyzontalnym i tymczasowym wymiarem.
Jezus mówi: "Dzieci, jakże trudno wejść do Królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach, w doczesności pokładają ufność" (Mk 10, 23). Może dzisiaj mówi do nas, iż na nas liczy, iż w tej kulturze zachwyconej niedojrzałością będziemy przejawiać ewangeliczne myślenie i mądrość płynącą z cichego serca pełnego zachwytu i pokory nad tajemnicą życia oraz uczciwość w intelektualnych poszukiwaniach? Tutaj biskup przytoczył słowa papieża Franciszka napisane w jego programowym dokumencie "Evangelii Gaudium", dotyczącej głoszenia Ewangelii we współczesnym świecie, które do tego nawiązują: "w pewnych sytuacjach niektórzy naukowcy wykraczają poza przedmiot formalny swojej dyscypliny i zagalopowują się w stwierdzeniach lub konkluzjach nie należących do ich dziedziny. W tym przypadku proponuje się nie rozum, ale określoną ideologię zamykającą drogę do autentycznego, pokojowego i owocnego dialogu".
Następnie biskup zaczął tłumaczyć fragment "Panie Nieba i Ziemi. Zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś tym, którzy są jak dzieci". Według niego chodzi tutaj o inny wyraz bycia dzieckiem. Św. Paweł w Liście do Koryntian napisał: "Nie bądźcie dziećmi w swoim myśleniu, ale bądźcie jak dzieci, gdy chodzi o rzeczy złe" (1 Kor. 14, 20). A więc mamy być dojrzali w naszych myślach, ale w sercu pozostać dzieckiem Boga, który zna wszystko i jest źródłem mądrości. Biskup prosił więc zgromadzone środowisko akademickie, aby nie miało kompleksów, iż nie chcemy być niedojrzałymi dziećmi w myśleniu, ponieważ uwzględniamy w naszych poszukiwaniach i planach istnienie tajemnicy, a choćby jej służbę. Ordynariusz odwołał się tutaj ponownie do adhortacji papieża Franciszka: "Również dialog między nauką i wiarą jest częścią sprzyjającej pokojowi działalności ewangelizacyjnej. Scjentyzm i pozytywizm >>nie uznają innych form poznania niż formy adekwatne dla nauk ścisłych<<. Kościół proponuje inną drogę, wymagającą syntezy odpowiedzialnego posługiwania się metodami adekwatnymi dla nauk empirycznych z innymi dziedzinami wiedzy, jak filozofia, teologia, z wiarą, która wznosi umysł ludzki aż do tajemnicy wykraczającej poza ludzką naturę i inteligencję. Wiara nie obawia się rozumu, ponieważ >>światło wiary, jak i światło rozumu pochodzą od Boga<< i nie mogą sobie nawzajem zaprzeczać".
Tutaj biskup dał nam takie trzy ewangelickie światła na nadchodzący rok akademicki oparte o cytaty z usłyszanej wcześniej Ewangelii oraz dokonaniach znanego polskiego astronoma, Mikołaja Kopernika:
- "Przyjdź i chodź za mną" - biskup istotny nawiązał tutaj do słów papieża Franciszka zawartych w Adhortacji Evangelii Gaudium: "Kościół nie ma zamiaru powstrzymywać wspaniałego postępu nauki. Przeciwnie, raduje się z tego i korzysta, uznając olbrzymi potencjał, jakim Bóg obdarzył ludzki umysł. Gdy postęp nauk, pozostając przy wymogach akademickich na polu ich specyficznego przedmiotu, czyni oczywistym jakiś określony wynik, którego rozum nie może zanegować, wiara temu nie przeczy. Tym bardziej wierzący nie mogą domagać się, aby opinia naukowa, która im się podoba, a która choćby nie została dostatecznie potwierdzona, zyskała wartość dogmatu wiary". Trzy tygodnie temu biskup był na Warmii i Mazurach, przy okazji odwiedził Wilczy Szaniec. Ta wizyta wzbudziła w nim gorzką refleksję, ponieważ zobaczył miejsce, w którym rodziła się ideologia, w którą wprzęgnięta była także nauka. I to go przeraziło. Ale też odwiedził Frombork i zobaczył miejsca związane z Mikołajem Kopernikiem, który był "światłem". Kopernik nie miał duszy skandalisty, bronił się też przed publikacją dzieła "O obrotach sfer niebieskich", bo w jego czasach za ekspertów w dziedzinie gwiazd uważali się ci wszyscy, którzy posiadali jakieś wykształcenie (filozofowie, teologowie, medycy). Kopernik miał obawy, iż zostanie przez nich wyśmiany. To ludzie kościoła namawiali go na wydanie drukiem hipotezy o układzie heliocentrycznym, chociaż nie miał na nią jeszcze dowodów. Kiedy miał wątpliwości dotyczące dociekań astronomicznych powiadał, iż spróbuje te rzeczy zbadać szerzej z pomocą Boga, bez którego nie można niczego zdziałać. W przeciwieństwie do Galileusza, który 70 lat później doszedł do podobnych wniosków, ale zraził do siebie wiele ludzi wiary, Kopernik spotkał się z uznaniem wierzących, a wielu hierarchów świętowało przełom, którego dokonał. Można być wierny nauczaniu Kościoła i Ewangelii i można być wierny swoim badaniom naukowym - wbrew pozorom jedno i drugie nie stoi ze sobą w sprzeczności.
- "Jak trudno tym, którzy mają dostatki wejść do Królestwa Bożego" - Kopernik zdawał sobie sprawę z tego, iż będzie narażony na krytykę z powodu swojego odkrycia. Pisał o tym choćby w liście do papieża. Na koniec oddał swoje dzieło pod ocenę papieża i uczonych. Ówczesny papież słynął z zamiłowania do nauk ścisłych, toteż tylko on mógł "złośliwe powściągnąć języki". Teorie naraziło astronoma na krytykę ze strony Kościoła Katolickiego, ale i myślicieli protestanckich. Kościół, który początkowo nie zajmował oficjalnego stanowiska wobec niego, po Soborze trydenckim zobaczył w Koperniku zagrożenie dla wizji świata przedstawionej w Biblii. Dopiero po latach dzieło "O obrotach..." zostało usunięte z indeksu ksiąg zakazanych. Uczciwe uprawianie nauki "kosztuje" - trzeba się liczyć z niezrozumieniem, z krytyką, zmienić myślenie, spodziewać się wyrzeczeń, narazić się na szykany i wykluczenie. Jak twierdził ksiądz biskup - to wszystko jest możliwe, można to z pomocą Boga przezwyciężyć.
- "Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg" - dzieło Kopernika jest wyrazem jego głębokiej wiary. Sam pisał, iż "Cóż piękniejszego nad niebo, które ogarnia, wszystko co piękne". Zgłębiając te rzeczy i widząc jak wszystko w nich ustawione jest w największym ładzie i kierowane boską wolą nie wzniesie się na wyżyny cnoty. Według Kopernika wszelkie nauki mają znaczenie, o ile prowadzą do rozwoju cnót, a zadaniem wszystkich nauk szlachetnych jest odciągać człowieka od zła i kierować jego umysł ku większej doskonałości. I to jest według biskupa trzecie zadanie dla tych, którzy uprawiają naukę.
Biskup Artur istotny spuentował swoją homilię nawiązaniem do obejrzanego niedawno filmu "Avatar, czyli zamiana dusz". Opowiadał on o małżeństwie Polaków, Magdaleny i Olgierda, zamieszkałych pod koniec XIX wieku w Paryżu. To co ich łączy, oprócz miłości, to fakt, iż Olgierd mówi do Magdaleny wierszami Mickiewicza, a zwłaszcza "Sonetem do M.". Można powiedzieć, iż jest to ich mała tajemnica. Pewnego dnia pojawia się młody człowiek imieniem Oktawiusz, który zakochuje się w Magdalenie. Jednak ona odrzuca jego zaloty. Dlatego Oktawiusz udaje się do szarlatana imieniem Baltazar, który poprzez wykorzystanie indyjskich technik, dokonuje zamiany dusz. W ten sposób Oktawiusz wchodzi w ciało męża Magdaleny, Olgierda, zamieszkuje z Magdaleną, ale ona nie nawiązuje z nim relacji. Chociaż mężczyzna wygląda jak jej mąż, to ma duszę Oktawiusza. A Oktawiusz nie zna wierszy Mickiewicza, a zwłaszcza "Sonetu do M.". A to jest właśnie tajemnica łącząca Olgierda i Magdalenę, która zbudowała ich więź i określała tożsamość. Nie udało się zbudować czegoś nowego, ponieważ ten, który chciał skraść serce Magdaleny, nie znał tego sekretu.
Według biskupa Ewangelia i chrześcijaństwo stanowią fundament, na którym została zbudowana nasza kultura, obyczaje i relacje. Tymczasem dzisiaj próbuje się dokonać swoistej zamiany dusz, zmieniać wartości, czy też sugerować nowe idee, twierdząc iż są one postępowe, adekwatne i współczesne. A tak naprawdę są przejawem głębokiego zagubienia i narcystycznej niedojrzałości. Próbuje się nam tym samym na nowo opowiedzieć świat. A dzieje się tak, kiedy zmienia się opowieść - to nawiązanie do słów Olgi Tokarczuk wypowiedzianych, kiedy odbierała literackiego Nobla. Jak biskup istotny przyznał, te słowa nosi głęboko w sercu od chwili, w której je usłyszał. I zacytował kolejny fragment wypowiedziany przez noblistkę: "Kiedy zmienia się ta opowieść, zmienia się świat. W tym sensie świat jest stworzony ze słów. To, jak myślimy o świecie i, co chyba najważniejsze, jak o nim opowiadamy, ma więc olbrzymie znaczenie. Coś, co się wydarza, a nie zostaje opowiedziane, przestaje istnieć i umiera. Wiedzą o tym bardzo dobrze nie tylko historycy, ale także (a może przede wszystkim) wszelkiej maści politycy i tyrani. Ten, kto ma i snuje opowieść rządzi. Dziś problem polega - zdaje się - na tym, iż nie mamy jeszcze gotowych narracji nie tylko na przyszłość, ale choćby na konkretne >>teraz<<, na ultraszybkie przemiany dzisiejszego świata. Brakuje nam języka, brakuje punktów widzenia, metafor, mitów i nowych baśni. Jesteśmy za to świadkami, jak nieprzystające, zardzewiałe i anachroniczne stare narracje próbuje się wprzęgać do wizji przyszłości, może wychodząc z założenia, iż lepsze stare coś niż nowe nic, albo próbując w ten sposób poradzić sobie z ograniczeniem własnych horyzontów. Jednym słowem - brakuje nam nowych sposobów opowiadania o świecie".
Biskup sosnowiecki otwarcie zgodził się, iż brakuje nam nowych środków i języka, ale zanegował to, iż brakuje nam nowych opowieści i nowego narratora. Bo nowy narrator jest ciągle ten sam. Przywołał tutaj teologiczny traktat o rzeczach ostatecznych, "De novissimus", co tłumaczy się jako "o rzeczach nowych". Bo rzeczy ostateczne to w gruncie rzeczy, rzeczy nowe. W życiu więc chodzi o rzeczy ostateczne, które tak naprawdę są nowe - wciąż świeże, nieprzemijające i intrygujące. Ordynariusz prosił nas więc, abyśmy służyli nowemu narratorowi, tej ostatecznej nowości. Zapewniał, iż nie musimy szukać nowych historii, które opowiedzą naszą historię, bo ona już została opowiedziana przez jedynego Narratora. Nie trzeba szukać zamiany dusz, ale nowej formuły opowiadania. Wtedy otrzymamy stokroć więcej niż możemy sobie wyobrazić i życie wieczne w czasie przyszłym.
Zwieńczeniem uroczystości było wręczenie na koniec Mszy świętej nagrody "Lux ex Silesia". W tym roku otrzymał ją rzeźbiarz Zygmunt Brachmański, którego rzeźby widnieją w wielu katowickich kościołach. Niestety, on sam nie mógł jej odebrać, ale przy dźwiękach pieśni "Gaudeamus igitur" uczyniła to jego żona.
Nota bene ten ksiądz to mój wykładowca z bioetyki |
Na koniec odbył się minibankiet, który sprzyjał krótszym lub dłuższym rozmowom. Przy okazji wreszcie udało mi się zamienić kilka słów z naszym nowym biskupem. Pojawił się także pomysł na utworzenie w naszej diecezji duszpasterstwa akademickiego. choćby znalazł się chętny ku temu kapłan. A więc może to się udać.