„Światło pamięci – między zniczem a selfie” czyli Wszystkich Świętych w czasach scrollowania

razemztoba.pl 1 dzień temu

Pierwszego listopada Polska rusza w pielgrzymkę. Nie do Lourdes, nie do Częstochowy — tylko na cmentarz. Krajowy szlak wspomnień. Kolumny aut, zatłoczone parkingi, dzieci w puchowych kurtkach, starsi z torbami zniczy jak z beczkowozu, a w powietrzu zapach parafiny, kapusty i wspomnień.

To jedyny dzień w roku, gdy choćby najbardziej zapracowany człowiek przypomina sobie, iż życie to nie tylko terminy i powiadomienia. Bo oto nagle, między marketem a meczem, trzeba odwiedzić „tych naszych” — babcię, wujka, czasem kogoś, kogo znało się tylko z opowieści.

Nagle wszyscy przypominamy sobie, iż mamy przodków, groby i znicze do kupienia. Sklepy zapełniają się chryzantemami, jakby to był jakiś narodowy kwiat od pokoleń, a nie roślina, która w Japonii symbolizuje cesarza, a u nas – ciotkę z Radomia.

I jedziemy. Bo jedzie cała Polska. W korku, z termosikiem, z torbą pełną lampek i z tą wieczną nadzieją, iż znajdziemy miejsce do parkowania bliżej niż kilometr od bramy. Dziadek w eleganckim płaszczu, rodzice z siatką ze zniczami, dzieci z telefonem, który – jak się okazuje – służy też do sprawdzania, kto jeszcze żyje, a kto już tylko „na messengerze nieaktywny”.

Starsze pokolenie mówi: „idzie się z pamięcią”. Młodsze – iż „idzie się, bo rodzice każą”. A po drodze, między grobem pradziadka a kioskiem z rurkami z kremem, spotykają się wszyscy. I nikt się nie spieszy, bo przecież i tak – nie ma dokąd.

Młodzi zapalają znicz, cykają fotkę. Na story ląduje podpis: „Wieczny odpoczynek, ale w HD”. Ktoś powie, iż to płytkie, iż brak szacunku. Ale może to po prostu ich sposób na pamięć? My mieliśmy msze i groch z kapustą, oni mają filtry i zasięgi. Każdy pali to, co ma.

Z kolei starsi – stoją w ciszy, czasem coś mrukną pod nosem. Niektórym łza się zakręci, innym uśmiech, bo „ta matka to była charakter, nie to co te dzisiejsze”. Wszyscy trochę się rozklejają, ale po cichu, żeby nikt nie widział. Bo u nas emocje trzyma się na zimno – choćby na cmentarzu.

Czasem myślę, iż ten dzień to nasz narodowy reset. Taki moment, gdy choćby największy twardziel staje przed granitową tablicą i przez sekundę przestaje udawać, iż jest nieśmiertelny. Bo wszystko inne można odłożyć – rachunki, politykę, diety – ale nie pamięć.

I może w tym tkwi magia Wszystkich Świętych. Że na chwilę jesteśmy razem – w błocie, w wietrze, przy grobie. Że starsi uczą młodych, jak się modlić, a młodzi uczą starszych, jak zrobić zdjęcie w trybie nocnym. I choćby jeżeli ktoś woli zapalić znicz przez aplikację, a ktoś inny – przynieść go z bazarku w siatce po cebuli – to i tak chodzi o to samo: żeby pamiętać.

Bo jak mawiała pewna ciotka z Przemyśla: „Nie ważne, jak kto świeci. Ważne, żeby się nie wypalił.”

Idź do oryginalnego materiału