Wczorajszy dzień, a adekwatnie wieczór, minął pod znakiem muzyki. Nie ukrywam, iż muzyka odgrywa istotną rolę w moim życiu - lubię jej słuchać i delektować się dźwiękami napływającymi do mnie z zewnątrz. Nie mam jakiś specjalnych preferencji w tym względzie, chociaż zdecydowanie lepiej słucha mi się łagodniejszych utworów. W związku z tym, o ile tylko mam taką możliwość, to lubię włączyć w telewizji jakiś muzyczny program.
Myślę, iż moich znajomych nie zdziwiłby fakt, iż wczorajszego wieczoru królowało u mnie TVP2. Najpierw, od 18:00, transmitowano na niej odbywający się w Madrycie Konkurs Eurowizji Junior. Jest to odpowiednik odbywającego się najczęściej w maju Konkursu Eurowizji, podczas którego konkurują ze sobą w muzycznych bojach przedstawiciele bardzo dużej liczby europejskich państw (ale nie wszystkich, i nie tylko europejskich, bo taki Izrael leży w Azji, nie mówiąc już o Australii). Zwycięzca otrzymuje pamiątkową statuetkę, a kraj, który reprezentował, może w następnym roku organizować kolejną edycję konkursu. Pierwszy Konkurs Eurowizji miał miejsce w 1956 roku, a więc za dwa lata minie 70 lat od momentu, kiedy pojawił się w popkulturze. Polska pierwszy raz wzięła udział w konkursie w 1994 roku, a piosenka "To nie ja" Edyty Górniak uplasowała się na 2 miejscu. Przez 30 lat nie powtórzyliśmy tego sukcesu.
Eurowizja Junior to młodsze rodzeństwo Eurowizji dla dorosłych. Wystartowała w 2003 roku. Z założenia przeznaczona jest dla dzieci w wieku 8-14 lat. Polska brała udział w konkursie 11 razy, z czego odnotowaliśmy dwie wygrane. Należały one do Roksany Węgiel w 2018 roku (z piosenką "Anyone I Want to Be") oraz Wiki Gabor rok później (wykonała "Superhero"). Na podium stanęła również Sara James, która w 2021 roku z piosenką "Somebody" zajęła drugie miejsce. Ale i inni wykonawcy otrzymywali dosyć ładne pozycje w rankingach końcowych. Tutaj trzeba powiedzieć, iż w przeciwieństwie do Eurowizji dla dorosłych, w tej dla dzieci można głosować na swój kraj.
W tym roku reprezentował nas 11-letni Dominik Arim spod Stargardu Szczecińskiego. Do stolicy Hiszpanii, Madrytu, pojechał z piosenką "All Together".
Ciekawostką jest, iż jest to pierwszy chłopiec, który reprezentował nasz kraj podczas "Eurowizji Junior". Tak, tak, dotychczas były to same dziewczęta.
Widać było, iż Dominik dawał z siebie wszystko, ale ostatecznie wylądował na 12 miejscu. Nie sądzę, aby specjalnie się tym jakoś przejął i chyba mimo wszystko potraktował to jako zabawę, przygodę, choćby o ile na początku był tym rozczarowany. Chyba dużo bardziej "przeżywały" to polskie media, zwłaszcza Internet, co rusz publikując jakieś teorie spiskowe. O matulu... Przecież ktoś musi przegrać, aby ktoś inny mógł wygrać. Raz (a adekwatnie to dwa razy pod rząd) wygrywaliśmy my, a teraz przyszła pora, aby cieszył się ktoś inny. Co nie oznacza, iż nie kibicowałam Dominikowi czy też nie podobała mi się jego piosenka i jej wykonanie, bo i kibicowałam, i podobał mi się "All Together". I mam nadzieję, iż jego kariera będzie się rozwijać, bo uważam, iż Młody ma potencjał.
A zwycięska piosenka Andrii z Gruzji też mi się bardzo podobała. I szczerze powiedziawszy, tak myślałam, iż to właśnie ona może okazać się tą zwycięską.
A po Eurowizji wyemitowano "The Voice of Poland". To program, który cenię sobie szczególnie, zwłaszcza za to, iż jest skierowany do różnych grup wiekowych. Zauważmy, iż są edycje skierowane stricte dla dzieci, czyli "The Voice Kids", dla dorosłych, powiedzmy, iż w wieku produkcyjnym, czyli właśnie "The Voice of Poland" oraz dla seniorów, nazwany analogicznie "The Voice Senior". W nawiązaniu do Eurowizji Junior można wspomnieć, iż wielu naszych reprezentantów debiutowało właśnie w tym programie.
Przyznam szczerze, iż tą edycję oglądam z tzw. doskoku. Boleją nad tym bardzo, ponieważ jednym z jurorów jest Kuba Badach, którego twórczość i głos bardzo sobie cenię. Niestety, moja doba nie jest z gumy (nawet o ile czasami wszystko na to wskazuje), czasami mam też inne aktywności, które uniemożliwiają wygodne rozsiądzięcie się w sobotni wieczór przed telewizorem. Ale tym razem udało mi się to, co nie ukrywam, jest dla mnie powodem do małej radości.
Wykonania jak zwykle mi się podobały, choćby mimo wielu niedociągnięć. A może właśnie te niedociągnięcia sprawiały, iż były one wyjątkowe i niepowtarzalne? Przyzwyczailiśmy się do tego, iż jesteśmy perfekcjonistami, ale czy perfekcyjny świat istnieje? Wydaje mi się, iż nie. To my chcemy go takim uczynić odrzucając to, co do niego nie pasuje. A szkoda, bo niszczymy tym samym naszą bądź innych, indywidualność i niepowtarzalność.
Wieczór okazał się więc miłym zakończeniem męczącego tygodnia i niejako okazją do zrelaksowania się przed kolejnym. Byle tylko było więcej takich okazji.