Problem szpitala, który leczył Kaczyńskiego. Znany kardiochirurg odchodzi
Prof. Michał Zembala zrezygnował z pracy w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Lublinie - dowiaduje się WP. Znany kardiochirurg miał rozkręcić oddział tworzony w szpitalu, ale przez ponad rok NFZ nie przyznał mu kontraktu. Marszałek z PiS pyta, czy stoi za tym "tajemne lobby polityczno-zdrowotne".
O Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Lublinie zrobiło się głośno, kiedy jako pacjent NN pojawił się tu w lutym prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dyrektor szpitala tłumaczył później, że zdenerwowany pracownik popełnił błąd i dlatego zapisał pacjenta jako NN, czyli bez tożsamości. Błąd ten został naprawiony. Zaprzeczał również, że polityk był w jego szpitalu specjalnie traktowany.
- Sala jednoosobowa nie jest salą VIP-owską, z tej sali korzystają wszyscy pacjenci - mówił Piotr Matej.
Sprawę badał NFZ, ale nie dopatrzył się uchybień. Kaczyński nie był jednak pierwszym znanym politykiem PiS, który korzystał z placówki. Wcześniej, tuż przed ucieczką na Wegry, leczył się tu poseł Marcin Romanowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PSL chce zabetonować małżeństwa? "Rodzinę trzeba chronić"
Takich polityków zapewne jest więcej, o czym mówił podczas poniedziałkowej konferencji prasowej lekarz z tego szpitala Andrzej Ciołko. Konferencję zwołano, żeby zaalarmować, że NFZ nie chce przeznaczyć pieniędzy na kontrakt dla nowootwartego oddziału kardiochirurgii.
- Jak przychodzi pacjent na SOR, to czeka. Politycy nie zawsze czekają. Może byłoby lepiej, gdyby oni sobie też tak jak wszyscy inni poczekali? Wtedy może łatwiej byłoby im podjąć decyzję o tym, żeby te środki przyznać - grzmiał Andrzej Ciołko.
Wojewódzki szpital miał już oddział kardiologii (to tutaj leczył się prezes PiS), ale ponad rok temu postawiono na otwarcie wspomnianego oddziału kardiochirurgii. Na szefa wybrano znanego kardiochirurga prof. Michała Zembalę, którego ściągnięto do Lublina, a w marcu ubiegłego roku na konferencji prasowej przedstawiali go marszałek województwa Jarosław Stawiarski oraz szef lubelskiego PiS Przemysław Czarnek.
Przedstawiciele szpitala tłumaczą, że nowy oddział jest Lublinowi bardzo potrzebny.
- Aktualnie w województwie lubelskim jest najwyższy wskaźnik zgonów z powodu chorób sercowo-naczyniowych. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom regionu, podjęliśmy działania, aby zwiększyć dostępność i kompleksowość w zakresie pomocy pacjentom - mówiła w poniedziałek dr Małgorzata Piasecka, zastępca dyrektora szpitala ds. medycznych. Dodała, że według danych NFZ pacjenci z Lubelszczyzny w dużej mierze leczą się kardiochirurgicznie w innych miejscach Polski, rocznie za około 35 mln złotych.
Dlatego powstał 15-łóżkowy oddział. Oprócz prof. Zembali szpital zatrudnił także innych lekarzy i zaczął przyjmować pierwszych pacjentów. Problem w tym, że mimo złożenia już kilku wniosków do NFZ, fundusz wciąż nie przyznaje kontraktu we wnioskowanej wysokości 12 mln złotych.
- Przez rok stworzyliśmy oddział kardiochirurgii, wykonujemy już jakieś zabiegi, za które NFZ nie płaci, zadłużamy się coraz bardziej. Ale zadłużamy się poprzez to, że chcemy leczyć pacjentów województwa lubelskiego - mówi marszałek Jarosław Stawiarski.
Samorządowiec dodaje, że do tej pory na otwarcie oddziału szpital wydał już blisko 3 mln złotych.
- Nie wiem, za co jesteśmy karani. Czy za to, że jest jakieś tajemne lobby polityczno-zdrowotne gdzieś w Polsce? Zdrowie pacjentów nie ma barw politycznych. W tym szpitalu może się leczyć premier Donald Tusk i minister Leszczyna czy Jarosław Kaczyński. Nam to absolutnie nie przeszkadza, bo zdrowie każdego pacjenta jest najwyższym dobrem - dodaje Stawiarski.
NFZ uspokaja, że jest dobrze
Zdaniem NFZ nowy oddział kardiochirurgii nie jest w Lublinie potrzebny.
- Pacjenci mają zapewniony dostęp do świadczeń kardiochirurgicznych na terenie województwa lubelskiego. Mamy zawarte umowy z dwoma szpitalami: Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym Nr 4 w Lublinie i Samodzielnym Publicznym Szpitalem Wojewódzkim im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu - wylicza rzecznik lubelskiego oddziału NFZ Małgorzata Bartoszek.
Przedstawicielka funduszu przekonuje, że dostępność do zabiegów kardiochirurgicznych na Lubelszczyźnie jest taka sama jak na Mazowszu, czy Małopolsce.
- Co więcej, czas oczekiwania na przyjęcie do oddziału na realizację wysokospecjalistycznych procedur jest poniżej średnich wartości w kraju - dodaje Bartoszek.
Z wyjaśnień wynika, że wszystko rozbija się o pieniądze, bo w planie na ten rok nie ma środków na oddział.
Rzeczniczka NFZ przekonuje jednak, że w kwietniu szpital dostał pozytywną opinię Ministerstwa Zdrowia na inwestycję w rozwój i budowę ośrodka leczenia chorób naczyń, serca i transplantologii, obejmujący kardiochirurgię. Ośrodek ma powstać do końca 2026 roku i fundusz zapowiada, że w kolejnych latach jest szansa na pieniądze.
Profesor Michał Zembala tłumaczy, dlaczego zrezygnował
W walce o kontrakt z NFZ lubelski marszałek zorganizował zbiórkę podpisów, zaangażował również polityków, pisał do premiera i innych decydentów. Ale osoba, która miała być twarzą oddziału, w lobbowanie na jego rzecz się nie zaangażowała. Co więcej, z dniem 1 czerwca prof. Michał Zembala zrezygnował z kierowania oddziałem - ustaliła Wirtualna Polska.
- Jak on operuje w Dubaju, to komu by się chciało angażować - słyszę od osoby znającej sytuację szpitala. To aluzja do tego, że kardiochirurg pracuje w wielu miejscach, także za granicą.
Prof. Michał Zembala komentuje w rozmowie z WP, że taka ocena jest dla niego krzywdząca.
- Spędziłem tam 1,5 roku na tym, żeby to jednak ustanowić i bardzo chciałem tam pracować. Na tę chwilę nie ma jednak takiej możliwości. Myślę, że ten szpital ma więcej takich wewnętrznych zgrzytów. A chodzenie i krzyczenie to nie jest droga do rozwiązania kłopotów - tłumaczy brak swojego zaangażowania w lobbowanie ws. kontraktu.
Kardiochirurg wyjaśnia również, dlaczego odszedł ze szpitala.
- Ten projekt dla mnie na razie jest zakończony. Z różnych powodów, ale przy tej niechęci środowiska kardiochirurgicznego, aby uruchomić ten oddział i niemożności otrzymania kontraktu, nie ma tam dużej perspektywy działania. A w międzyczasie pojawiło się szereg innych propozycji, które rozpocząłem - tłumaczy Michał Zembala.
Aluzja o niechęci środowiska ma związek z istniejącym oddziałem kardiochirurgii w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie.
- Moja obecność i przyjście na Lubelszczyznę tak mocno Uniwersytet Medyczny w Lublinie zastymulowało, że ich obecność medialna i praca silnie wzrosła. Cieszę się, że jedynie samą obecnością podniosłem jakość usług, bo tamtejsza kardiochirurgia, co by nie mówić, była jedną z najsłabszych w kraju - komentuje prof. Zembala.
Podkreśla, że w jego ocenie nowy oddział kardiochirurgii rzeczywiście jest w Lublinie potrzebny.
- Absolutnie tak. Jak zaczynaliśmy opracowywać koncepcję tego oddziału ze śp. prof. Elżbietą Starosławską, analizowaliśmy mapę potrzeb zdrowotnych. Ten pomysł nie zrodził się z jakiejś chorej ambicji, tylko z rzeczywistej analizy - zaznacza Zembala.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl