Koniec "akcji" Brauna w szpitalu. Policja zabiera głos
Sytuacja w szpitalu w Oleśnicy jest opanowana. Grzegorz Braun i grupa osób, która wtargnęła z nim do placówki, opuścili jej teren. - Nikt nie blokuje lekarce wykonywania jej pracy - mówi WP młodszy aspirant Karolina Walczak z KPP w Oleśnicy.
Co musisz wiedzieć?
- Grzegorz Braun wraz z grupą osób wtargnął do szpitala w Oleśnicy, blokując wyjście dla dr Gizeli Jagielskiej.
- Policja zabezpieczała miejsce zdarzenia, a po godzinie 14:00 sytuacja została opanowana.
- Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy prowadzi śledztwo w sprawie aborcji przeprowadzonej w szpitalu, która według działaczy Legalnej Aborcji była zgodna z prawem.
- Policja tam była po to, by zabezpieczyć to spontaniczne zgromadzenie, po to, żeby nikomu się nic nie stało i takie było zadanie policjantów - mówi w rozmowie z WP asp. sztab. Monika Kaleta z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ministra o TVP. Padło porównanie z telewizją "za PiS-u"
Jak dodała po godz. 14:00 "wszystko już się zakończyło".
- Obecnie analizujemy zgromadzone materiały i jeśli ujawnimy, że mogło faktycznie dojść do naruszenia przepisów prawa w ramach posiadanych kompetencji, będziemy podejmowali stosowne rozstrzygnięcia - dodaje młodszy aspirant Karolina Walczak z KPP w Oleśnicy. Zapewniła, że "nikt nie broni jej (lekarce - przyp. red.) już wykonywania dalszych czynności służbowych".
Przypomnijmy, jak informował dziennikarz Wirtualnej Polski, w czwartek Grzegorz Braun z grupą współpracowników wtargnął do szpitala powiatowego w Oleśnicy, gdzie zablokował wyjście do pacjentów doktor Gizeli Jagielskiej. To wicedyrektor placówki ds. medycznych, która przeprowadziła aborcję w 36. tygodniu ciąży, powołując się na względy medyczne.
Wicewojewoda Dolnośląski Piotr Sebastian Kozdrowicki przekazał, że na miejscu wciąż jest policja, a władze są w kontakcie z MSWiA.
Kotula o "haniebnym ataku Brauna i jego bojówek"
Incydent w oleśnickim szpitalu w ostrych słowach skomentowała ministra ds. równości. Katarzyna Kotula potępiła działania Brauna, nazywając je "haniebnym atakiem".
"Doktor Gizela Jagielska ze szpitala w Oleśnicy nie tylko działała zgodnie z prawem i przerwała ciążę w oparciu o obowiązujące od 30 lat przepisy, ale wielokrotnie pomagała kobietom, które szukały wsparcia i pomocy w polskich szpitalach, ze względu na swoją trudną sytuację. Mam nadzieję, że odpowiednie służby zatrzymają haniebny atak Grzegorza Brauna i jego bojówek, którzy próbują zastraszyć personel szpitala i pacjentki" - napisała na portalu X.
Braun "uwięził" lekarkę w szpitalu
Do wspomnianego incydentu doszło w czwartek wczesnym popołudniem. Wtargnięcie Grzegorza Brauna do szpitala w Oleśnicy dziennikarz WP potwierdził bezpośrednio w placówce.
Dr Gizela Jagielska w rozmowie z WP podkreślała, że nie może opuścić sekretariatu, bo wyjście jest blokowane m.in. przez Grzegorza Brauna. Dodała, że czuje się zagrożona i boi się o pacjentów szpitala.
- Jestem zablokowana przez Grzegorza Brauna i jego kolegów i koleżanki w sekretariacie szpitala. Wyszłam na piętro administracyjne, by wykonywać obowiązki dyrektora medycznego i nagle tu wtargnął europoseł Braun z jakimiś ludźmi - opisywała, podkreślając, że blok porodowy został - przez działania posła - pozbawiony lekarza.
Na nagraniu opublikowanym przez lokalne media widać, jak Braun dyskutuje w oleśnickim szpitalu z policjantami, a wcześniej się modli. Mówi, że jest w "pracy dla Rzeczypospolitej".
- To jest niewiarygodne, że w cywilizowanym kraju może dojść do czegoś takiego - podkreślała.
Ostatecznie, po godzinie 14:00 - jak potwierdziła WP policja - funkcjonariusze usunęli z terenu szpitala protestujących, a dr. Jagielska mogła wrócić do pracy.
Śledztwo prokuratury ws. aborcji w szpitalu w Oleśnicy
Prokuratura Rejonowa w Oleśnicy bada sprawę na podstawie doniesień medialnych. Przypadek pacjentki - pani Anity - opisywała m.in. "Gazeta Wyborcza". Dziennikarze podkreślili, że "kobieta na późnym etapie ciąży dowiedziała się o poważnych wadach płodu".
Wcześniej lekarze w Centralnym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Łodzi informowali ją jedynie o lekkiej postaci wrodzonej łamliwości kości i łagodnym przebiegu choroby. Kiedy Anita i jej mąż Maciej poznali prawdziwy obraz sytuacji, zaczęli rozważać, czy nie lepiej byłoby "oszczędzić dziecku cierpienia, nie wydając go na świat" - pisali dziennikarze "GW".
Źródło: WP