Moje motto

„Często spotykam się ze stwierdzeniem, że wszyscy jesteśmy niepełnosprawni. Ludzie bywają okaleczeni w najróżniejszy sposób: zatruci przez toksyczne relacje, zranieni przez miłość, przytłoczeni utratą pracy, rozdarci wewnętrznie z powodu rozpadu rodziny, sparaliżowani strachem czy niepokojem... Okaleczenie może dotyczyć każdego, w każdej sferze życia i w każdym środowisku społecznym” - J.-B. Hibon "Pijany ze szczęścia. Opowieść o życiu spełnionym"

Jaki był ten dzień

"Jaki był ten dzień,
co darował, co wziął?
Czy mnie wyniósł pod niebo,
czy zrzucił na dno?
Jaki był ten dzień,
czy coś zmienił, czy nie?
Czy był tylko nadzieją
na dobre i złe?"

piątek, 14 lutego 2025

2127. "Piekarnik" przed przerwą feryjną

- Lolek, jak tam sesja? - tymi słowami przywitał mnie ksiądz Kris, jednocześnie wyrażając wdzięczność, że widzi mnie w końcu na spotkaniu formacyjnym. A wszystko trochę przez naszego biskupa, Artura Ważnego, który "podkablował" mnie, że chodzę też na DA do S-ca. Ups, czyżby mnie zapamiętał po >>tamtej<< dyskusji na temat fragmentu Ewangelii? I to na tyle, żeby skojarzyć po słowach księdza Krisa, że "jest taka osoba z diecezji biskupa, co nie opuściła ani jednych porannych rorat, mimo niepełnosprawności, przyjeżdżając na nie z D.G.". Jeżeli tak, to dobry jest. Chociaż z drugiej strony, byłam w zeszłym tygodniu, a że ksiądz Kris włóczył się po Hiszpanii to już inna sprawa.
A tak naprawdę, to ostatnie tygodnie nieźle dały mi w kość, zarówno w grudniu, jak i w styczniu. Nie raz byłam tak wypompowana z sił, że ledwo wracałam do domu. Dodatkowo doszedł do tego dosyć mocny antybiotyk w dwóch seriach, co też wpływało na mnie w dosyć negatywny sposób i czułam się nieco bardziej zmęczona. A uczestnictwo w "Piekarniku" oznaczałoby jeszcze późniejszy powrót do niego. Co za tym idzie - na pewno nie byłabym w stanie usiąść jeszcze chociażby do logiki, o której niedawno pisałam, a która okazała się zmorą całego rocznika. A w niej akurat wolałam być na bieżąco, aby nie wypaść z obiegu.
Wraz z sesją zmniejszyła się ilość materiału do przyswojenia, no i ogóle mam ciut więcej czasu wolnego niż w ciągu semestru. Oczywiście uczę się, ale tylko tego, co mam na egzamin. A tego już nie ma tak dużo. Dlatego mogę sobie pozwolić chociażby na udział w spotkaniu grupy. 
Wczoraj rozważaliśmy fragment Pierwszego Czytania z przyszłej niedzieli (23 lutego) z Pierwszej Księgi Samuela, mówiące o wizycie Dawida w nocy w obozowisku Saula i oszczędzeniu tego drugiego (1 Sm 26, 2. 7-9. 22-23). Ogólnie ciekawy fragment, nawet go nie kojarzyłam. Jakoś mi on umknął w coniedzielnym rytmie nabożeństw. Ale teraz zwróciłam na nie baczniejszą uwagę. Co prawda zmęczenie sesją wyłączyło mnie z logicznego myślenia na temat tego, co autor miał na myśli. Na szczęście inni mądrze i rzeczowo wypowiadali się na zadawane pytania. Jacie, jacy oni są mądrzy. Naprawdę często mam wrażenie, że jestem kompletnym tępakiem w pewnych kwestiach. I jeszcze muszę się dużo, dużo nauczyć. Jednak z czasem i mnie w tym moim łebku zaczęło się coś rozjaśniać. I nawet powiedziałam kilka "mądrych" myśli.
Spotkanie trwało do dwudziestej pierwszej, ale wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja na temat stosunku Dawida do Seula i odniesienia ich do naszych stosunków do innych osób. Dawało to do myślenia, nie powiem, że nie. Potem jeszcze odmówiliśmy brewiarz i właściwie na tym spotkanie zakończyło się. 
Jak widać, była nas całkiem niezła ekipa z różnych wydziałów i uniwersytetów. Na jednym spotkaniu znaleźli się i przedstawiciele Uniwersytetu Śląskiego, i katowickiej Akademii Muzycznej, i Akademii Wychowania Fizycznego, i Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, i Politechniki Śląskiej, i Uniwersytetu Ekonomicznego, i... chyba tyle. Można by powiedzieć, że istna Wieża Babel różnorodności studenckiej. Ale za to każdy z nas może spojrzeć na otaczający go świat z własnej perspektywy.
Ech, to było ciekawe spotkanie z wartościowymi ludźmi. W sobotę jest wypad w góry. Ja jednak nie jadę. No, żałuję jak nie wiem, ale muszę być dyspozycyjna w przyszłym tygodniu, bowiem trafiła mi się niebanalna propozycja. Może jednak uda mi się wyskoczyć w Beskidy w przyszłą sobotę. Kto wie? A co do pytania księdza na początku wpisu, to sesja jakoś mi poszła. Zważając na to, że z egzaminu mam oceny od czwórki wzwyż, a było ich ok. 15, niekiedy to i po dwa, trzy na dzień, to można powiedzieć, że chyba nie jest źle. Teraz to już ostatnia prosta na Naukach o Rodzinie i można się będzie cieszyć drugim tytułem magistra. No, chyba że podwinie mi się noga na ostatniej prostej. W końcu w życiu nie można być niczego pewnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz