Śmierć ciężarnej Doroty z Nowego Targu. "Tam, gdzie aborcja jest nielegalna, pacjentki umierają w szpitalach"

REKLAMA
33-letnia kobieta w piątym miesiącu ciąży zmarła w Podhalańskim Szpitalu Specjalistycznym w Nowym Targu. Była pacjentką oddziału patologii ciąży. Szpital w oświadczeniu zapewnił, że "jest otwarty na współpracę z wszelkimi organami, których celem jest wyjaśnienie okoliczności nagłego zgonu pacjentki". - Tam, gdzie aborcja jest nielegalna, pacjentki umierają w szpitalach - stwierdziła Natalia Broniarczyk w rozmowie w TOK FM.
REKLAMA
Zobacz wideo

Zakopiańska "Wyborcza" informowała o śmierci kobiety w ciąży w szpitalu w Nowym Targu. 33-latka, będąca w 20 tygodniu ciąży, zmarła 24 maja. 3 dni wcześniej Dorota trafiła do szpitala z powodu przedwczesnego odejścia wód płodowych. Członkowie rodziny 33-latki wydali oświadczenie, w którym poinformowali o złożeniu zawiadomienia o możliwości popełnienie przestępstwa. "Zmarła zgłosiła się do szpitala 21 maja 2023 r. w godzinach nocnych z powodu przedwczesnego odpłynięcia wód płodowych, bez innych dolegliwości. W toku hospitalizacji nastąpiło obumarcie płodu. W dniu 24 maja 2023 roku personel medyczny stwierdził istotne pogorszenie stanu zdrowia, a następnie doszło do zgonu pacjentki. Jak nas poinformowano, przyczyną śmierci był wstrząs septyczny z niewydolnością wielonarządową" - napisano w oświadczeniu i dodano: "Jako rodzina zmarłej dla dobra prowadzonego śledztwa na obecnym etapie postępowania nie będziemy komentować prawidłowości leczenia i postępowania personelu Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego. Ufamy, że ocena ewentualnych nieprawidłowości zostanie dokonana przez odpowiednie organy ścigania (...) ".

REKLAMA

Dziennikarze rozmawiali też z dyrektorem szpitala. Marek Wierzba informował, że pacjentka była w trudnej, powikłanej ciąży. "Była monitorowana. Według tego, co wiem od ordynatora oddziału, z jakichś przyczyn stan pacjentki gwałtownie się pogorszył. Najpierw doszło do obumarcia płodu, a następnie były podjęte czynności w celu ratowania życia pacjentki. Skończyły się niestety niepowodzeniem" - stwierdził dyrektor szpitala.

Do sprawy śmierci Doroty z Nowego Targu odniosła się Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu, która jako kluczową wskazała wypowiedź dyrektora szpitala. - Dla mnie to jest szokujące, bo to przyznanie się do tego, że 22 maja, czyli dzień po przyjęciu do szpitala Pani Doroty, prawdopodobnie nic nie robiono. Czekano aż płód obumrze - skomentowała w "Popołudniu Radia TOK FM".

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Jak tłumaczyła aktywistka, "mamienie pacjentki, że trzeba poczekać do momentu, gdy płód osiągnie zdolność do życia poza organizmem macicy" to ryzykowanie jej życia. - Gdy w 20-21 tygodniu odchodzą wody płodowe i kobieta słyszy od lekarza: "Poczekamy jeden dzień, dwa, trzy" - to większość pacjentek chwyta się tego. To dla nich emocjonalna sytuacja. Natomiast rolą lekarza, według najnowszych rekomendacji medycznych, jest podanie antybiotyków i sterydów oraz bardzo klarownej informacji, że gdy dochodzi do odpływu wód płodowych w okolicach 20 tygodnia, szanse na przeżycie płodu są praktycznie zerowe, a jej zdrowie pogarsza się właściwie z godziny na godzinę - podkreśliła Natalia Broniarczyk w rozmowie z Anną Piekutowską.

REKLAMA

Premier o aborcji. Aktywistka wzburzona

Na temat prawa aborcyjnego w Polsce we czwartek wypowiedział się premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu zapytany na łamach tygodnika "Wprost", czy wyrok Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku dot. uznania za sprzeczny z konstytucją przepisu dopuszczającego aborcję w przypadku ciężkiej, nieodwracalnej wady płodu, pozbawił kobiety wyboru, odpowiedział, że, "minister zdrowia wydał stosowny okólnik z dyrektywami, zgodnie z którymi żaden lekarz nie musi czuć się zagrożony w przypadku wykonywania aborcji, jeśli są spełnione przesłanki prawne, żeby taki zabieg wykonać". - Po pierwsze, zawsze byłem i nadal jestem zwolennikiem kompromisu aborcyjnego w takim kształcie, w jakim funkcjonował przez te prawie 30 lat - wskazał premier. 

Działaczka Aborcyjnego Dream Teamu, słuchając słów premiera, tylko pokręciła głową. - To nie jest lista żadnych rekomendacji, tylko "dupokryjka" po śmierci Izabeli z Pszczyny. Tam nie ma żadnych medycznych informacji o tym, co ma robić lekarz. To odsunięcie od siebie odpowiedzialności i przełożenie jej na pacjentkę - oceniła Natalia Broniarczyk.

Gościni TOK FM odniosła się także do fragmentu wypowiedzi Mateusza Morawieckiego, w którym stwierdza, że "po wyroku TK nie ma bezwzględnego zakazu stosowania aborcji". - Skoro tak jest, to dlaczego mamy sześć śmierci w ciągu dwóch lat? - pytała Natalia Broniarczyk.

"Zastanawiamy się, czy wsadzać pacjentkę w samolot, czy wysłać jej leki do szpitala"

Działaczka podała przykład jednej z ciężarnych kobiet, która zgłosiła się do Aborcyjnego Dream Teamu. - Pacjentka powiedziała: "Leżę od dwóch tygodni w szpitalu, w tym samym, w którym zmarła Agnieszka z Częstochowy. Odpływają mi wody płodowe, od pięciu dni błagam o USG, nie wiem czy płód żyje, nie wiem, co mam robić". I my razem z personelem holenderskiego szpitala musimy decydować, czy ryzykować i wsadzać tę pacjentkę do samolotu, zastanawiać się, czy przeżyje dwugodzinny lot, czy może wysyłać jej leki do szpitala, w którym wystarczy podejść do gablotki, wyjąć 12 tabletek mizoprostolu i uratować życie tej pacjentki w ciągu ośmiu godzin - wyjaśniła gościni popołudniowej audycji.

REKLAMA

Aktywistka przywołała slogan z lat 90., który mówi że "tam, gdzie aborcja jest nielegalna, pacjentki sięgają po niebezpieczne metody" -  Jest ono już zupełnie nieprawdziwe. Bo tam, gdzie aborcja jest nielegalna, pacjentki umierają w szpitalach - stwierdziła Natalia Broniarczyk w rozmowie w TOK FM.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA
Copyright © Grupa Radiowa Agory