Taka sytuacja z dzisiejszej pierwszej części dnia.
Wydział Teologiczny, przerwa w środku ćwiczeń z Historii Kościoła - starożytności i średniowiecza. Wychodzimy na korytarz, wraz z nami wychodzi wykładowca. Zaczynamy spontaniczną rozmowę, nagle dołącza do niej wykładowca:
- Wiedzą państwo, o ile w dziekanacie znają państwa z imienia i nazwiska, to już jest podejrzane. Ja ostatnio poczułem się dziwnie, kiedy podałem nazwisko, a pani sama z siebie napisała Sz. (inicjał imienia) przed nim. I tak zacząłem się zastanawiać, jakim sposobem po tylu latach mnie pamiętają (też kończył ten wydział, a jest nowym wykładowcą).
Godzina 11:30, idę do prodziekana zdawać wejściówkę z bioetyki w formie ustnej. Wchodzę do dziekanatu, mówię o co mi chodzi. Pani sekretarka idzie i puka do drzwi jego gabinetu. Co słyszę?
- Księże prodziekanie, pani Karolina XYZ (tu pada moje nazwisko) przyszła. Ma wejść, czy poczekać?
Ciekawe czy faktycznie znają wszystkich studentów z imienia i nazwiska, czy tylko tych wybranych? Tylko, iż ja znowu tak często w tym dziekanacie nie bywam. I czy mam się czuć zagrożona z tego faktu?
Wejściówkę jednak zaliczyłam. Hmm, i to chyba nieźle, zważając na to, iż wchodząc do gabinetu prodziekana adekwatnie nic nie umiałam. A przynajmniej miałam takie wrażenie. Ogólnie wszystko dzisiaj zaliczyłam (2 referaty na wspomnianej Historii Kościoła, referat i wejściówkę z bioetyki oraz kolokwium z łaciny), co raczej mnie cieszy. Zwłaszcza, iż ostatnio czasu mam jak na lekarstwo. A jednak mi się udało.
Byle do 1 listopada - wtedy mam nadzieję sobie odpocząć. A co z tego wyjdzie to się okaże.