W zasadzie to trudno jest mi odpowiedzieć na powyższe pytanie, które zdarza mi się słyszeć ostatnio niemal notorycznie. Myślę, iż każdy kto stara się pogodzić pracę ze studiami i życiem codziennym, które jest nieco intensywne, zna ten ból. Czasami trzeba zrezygnować z rzeczy mniej ważnych, przynajmniej tu i teraz, aby nie zwariować. Myślicie, iż to takie łatwe powiedzieć sobie, iż dzisiaj pauzuję z tym wszystkim. Oczywiście, iż nie. Ale czasami nie ma się innego wyjścia.
Praca i studia - z tego nie mogę zrezygnować. Zwłaszcza, iż praca jest dla mnie źródłem utrzymania. A z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej w nią wsiąkam. To już czwarty rok. Kiedy to zleciało. Każdy spędzony w niej dzień traktuję jako szansę na swój rozwój pod różnymi względami, ale i na szansę pomocy moim podopiecznym. I to nie tylko w nauce (powoli zaczyna mnie trafiać, kiedy bezustannie słyszę "ale przecież nie mamy nic zadane..."), ale też w codziennych sprawach. Nie uważam się za alfę i omegę, wielu rzeczy po prostu nie wiem, ale też nie ukrywam tego przed dzieciakami. Nie boję się, iż stracę coś w ich oczach, chcę być najzwyczajniej w świecie z nimi szczera.
Sytuacja na studiach w dalszym ciągu jest napięta przez jedną osobę - Starościnę. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, iż na przysłowiowe "do widzenia" (bo to już ostatni rok) chce nie tylko nas ze sobą skłócić, ale też oczernić w oczach wykładowców mówiąc im o nas różne dziwne rzeczy. Doszło choćby do takiej sytuacji, iż usłyszałam od niej, iż idę na łatwiznę starając się o Indywidualną Organizację Studiów ze względu na pracę, studia i jedną z przewlekłych chorób, która naprawdę potrafi powalić. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby sama się nie starała o to samo. W zeszłym semestrze chcieliśmy ją usunąć ze stanowiska, ale większości zabrakło odwagi. A szkoda, bo może dotarłoby do niej, iż nie popieramy jej działań. Skończyło się tym, iż Starościna w dalszym ciągu sprawuje swoją funkcję, a my boimy się przy niej odezwać, aby nie wykorzystać czegoś przeciwko nam. Jak długo studiuję, to jeszcze czegoś takiego nie grali.
Po skończonych treningach Młodsza chodzi za mną i prosi o pomoc w matematyce. Ku mojemu zaskoczeniu, odmówiłam jej bez wyrzutów sumienia. Chciałam jej pomóc przez ostatnie 4 lata. Ale ona nie chciała i czasami czułam się lekceważona. Szkoda mojego czasu, zwłaszcza iż nie mam go zbyt wiele tak typowo wolnego. Wolę poświęcić go komuś, kto coś wyniesie z moich lekcji. Chociażby Maksymowi. Maksym co prawda długo opierał się przed korepetycjami z matematyki. Ale on po prostu musiał do tego dojrzeć. Nie mogę oczekiwać w tym względzie tego samego od nastolatka oraz kogoś, kto ma 20-kilka lat. Tak więc grzecznie, ale stanowczo jej odmówiłam. Myślę, iż 5 uczniów na tydzień (a adekwatnie to na sobotę i niedzielę) w zupełności mi w tym semestrze wystarczy. Może w przyszłym wezmę jednego, dwóch więcej? No, zobaczymy jak to będzie.
Niebawem szykuje się kolejne interesujące wydarzenie, w którym biorę udział - Krajowe Forum Duszpasterstw Młodzieżowych, współorganizowane przez Krajowe Biuro Organizacyjne Światowych Dni Młodzieży. W zasadzie już rok temu otrzymałam propozycję uczestnictwa w podobnym wydarzeniu, które odbywało się w Kaliszu, ale w tym samym czasie miałam do poprowadzenia wycieczkę do Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej. A iż nie opanowałam jeszcze bilokacji, to musiałam z czegoś zrezygnować. Jak mogliście się przekonać z notatek sprzed roku, na organizacji wycieczki bardzo mi zależało i to nią wybrałam. Jednak w tym roku nic nie stanęło mi na przeszkodzie, aby wziąć udział w Forum, które odbywa się w Zembrzycach, znajdujących się w 2/3 drogi pomiędzy Wadowicami, a Suchą Beskidzką. Można więc powiedzieć, iż będę prawie u siebie (mój tata pochodzi z tamtych okolic). Wiecie, może i jestem dziecinna, ale naprawdę ekscytuję się na ten wyjazd. Jedyny minus to taki, iż wydarzenie zaczyna się w czwartek, a więc muszę zwolnić się z dwóch dni w pracy i na uczelni. Ale spokojnie, to da się ogarnąć.
Ogólnie po pierwszym semestrze na licencjacie z pedagogiki miałam nadzieję, iż pierwszy i ostatni raz mam styczność z "Podstawami pedagogiki" Sergiusza Hessena. Toż to taki sam "antyk" jak "Historia wychowania" Stanisława Kota. Tylko iż dużo mniej dostępny w wersji papierowej. Jest co prawda wersja w pdfie, ale to nie to samo. Tym czasem znowu pierwszy semestr, tyle iż magisterki, a ja się w dalszym ciągu, jak ten chomik w kołowrotku, uganiam za Hessenem. Zwariować można. Tym bardziej, iż nie uważam, aby wiedza sprzed 100 lat była jakoś specjalnie przydatna współcześnie, o ile przedmiot nie jest historyczny. Ale mogę sobie co najwyżej pomarudzić.
A takie pytanie do pedagogów - też przerabialiście tego całego Hessena? Czy tylko ja mam do niego uraz sprzed lat.