2000. Dekada istnienia bloga

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 miesięcy temu
Hmm... Co by tu dzisiaj Wam napisać
Z roku na rok czas zdaje się pędzić coraz szybciej i szybciej. Ani się człowiek obejrzał, a minęło dziesięć lat, jak owy blog działa w webprzestrzeni. Kiedy to minęło? Sama nie wiem. Wydaje mi się, jakby to było wczoraj. Jakbym wczoraj złożyła papiery na studia z turystyki religijnej na UPJPII w Krakowie, a także na technika administracji i technika rachunkowości (z którego w ostateczności zrezygnowałam) i w przypływie entuzjazmu spróbowała założyć kolejnego bloga (wcześniejsze były na onecie, a więc poszły w eter). Myślę, iż wtedy sama nie wiedziałam, czy uda się to wszystko pogodzić: codzienne dojazdy do Krakowa i z powrotem (ok. 80 km w jedną stronę), wieczorem treningi i schola, w weekendy szkoła policealna. A przecież po drodze jeszcze tyle się działo.
Druga rzecz, to choćby nie wiedziałam, czy blog się przyjmie, czy ktoś będzie zainteresowany życiem takiej osoby jak ja. Czy nie będzie nudny? Czy nie będę na nim zbytnio smęcić, albo marudzić, albo zbyt bardzo narzekać na życie i otaczający mnie świat? Albo wręcz przeciwnie - czy nie będę zbytnio się przechwalać, wywyższać, unosić pychą? Tak łatwo przesadzić w jedną, albo w drugą stronę. A granica pomiędzy jedną skrajnością, a drugą jest bardzo płynna. I owszem, może czasami pomarudzę na otaczający mnie świat, innym razem pochwalę się jakimś moim drobnym osiągnięciem. Ale myślę, iż znajduję w tym jakiś balast. Staram się mieć też gdzieś z tyłu głowy zakodowane, iż zawsze znajdzie się ktoś, kto ma gorzej, albo jest w danej rzeczy lepszy, niż ja. Smucę się więc czymś, ale nie rozpaczam. Cieszę się, ale daleko mi do odczuwania dumy. Jak jest źle, a ostatnio jest źle, to zbytnio nie biadolę. Bo może ktoś jest w jeszcze gorszej sytuacji, jak ja i radzi sobie z tym sam, bez wsparcia innych. Dzisiaj są czarne chmury, ale może jutro przebije się z nich chociaż jeden promyk słońca. A to znów daje mi nadzieję na lepsze. Oto dla mnie recepta na szczęście.
Zaraz coś powstanie :)
Bardzo się cieszę z tego, iż ludzie odwiedzają i komentują mojego bloga. Dziesięć lat blogowania zaowocowała 2000 wpisami oraz blisko 23 tysiącami komentarzy. o ile choćby odjąć od tego wszystkie moje odpowiedzi na komentarze, to i tak wychodzi całkiem niezły wynik. Trochę żałuję, iż nie odpowiadam na wszystkie komentarze, ale raz - nie zawsze mam czas, a pisanie w moim wykonaniu jednak trochę trwa, a dwa, zauważyłam, iż potem częściej znikają mi komentarze na innych blogach. A podejrzewam, iż nie każdy sprawdza spam, zaś widząc na głównej stronie z komentarzami, iż dany czyjś wpis jest, nie zastanawiamy się, czy na pewno jest on widoczny na blogu. Sama wielokrotnie się na tym złapałam. Być może ilość obserwatorów, jakich zgromadziłam przez ten czas, nie powala, ale wychodzę z założenia, iż lepiej mieć kilku, a naprawdę wpadających tutaj, niż masę tzw. "martwych dusz". Aczkolwiek każdy taki nowy obserwator cieszy, tak samo, jak każdy komentarz, choćby ten nieprzychylny (ale który nie jest hejtem). Tak sobie myślę, iż prowadząc bloga trzeba się liczyć także z negatywnym jego odbiorem. Nie wiem jak u innych, ale u mnie wywołuje to autorefleksję. Z drugiej strony, nie zgadzam się z obrażaniem mojej osoby (a przy okazji i innych osób), i tym komentarzom mówię stanowcze NIE!

Przez te 10 lat zebrało się 2000 wpisów, które w jakimś stopniu definiują moją osobą, pokazują moją osobowość, przedstawiają moje zainteresowania. Ostatnio prym wiodła historia Igrzysk Olimpijskich. Pod jednym z wpisów przeczytałam, iż są one za długie i owa osoba rezygnuje z odwiedzania tego bloga. Ok, nikt nikogo tutaj nie trzyma na siłę. Nikt nie musi też czytać moich długich wpisów. Ale ja wtedy, podczas przygotowania tego cyklu naprawdę się wkręciłam w temat, a nawet, po latach, na nowo zaczęłam interesować się sylwetką Roberta Korzeniowskiego. Z drugiej strony, przypomniało mi się jak przed ŚDM w Krakowie przygotowywałam podobny cykl, właśnie na temat Światowych Dni Młodzieży. Ale tematyka bloga jest różnoraka - od codzienności, poprzez rocznice interesujących mnie zdarzeń, po wolontariaty, w których biorę udział. Czasami wrzucę recenzję ostatnio przeczytanej książki albo obejrzanego filmu, innym razem przepis na to, co udało mi się upichcić, jeszcze kiedy indziej zabiorę Was na jakąś wycieczkę, albo zamieszczę wiersz lub rysunek / malunek. I chociaż do tego ostatniego nie mam zbyt wielkiego talentu, to jednak lubię poświęcać temu mój wolny czas.
Kiedy tak sobie przejrzałam wpisy z tych dziesięciu lat, sama się sobie dziwiłam, iż tyle udało mi się dokonać, pomimo przeciwności losu. Ukończyłam trzy kierunki studiów, w tym dwa w Krakowie, byłam na trzech Światowych Dniach Młodzieży, w tym dwa razy jako wolontariusz, zaczęłam pracować i sama na siebie zarabiać. Uczestniczyłam w wielu wyjazdach, zarówno tych zorganizowanych, jak i nie. Współorganizowałam wiele wydarzeń, w tym sportowych, jako wolontariusz. Najpierw zaangażowana byłam w scholę i Oratorium, teraz w Duszpasterstwo Akademickie. Przebiegłam niezliczoną ilość kilometrów. Poznałam wiele wartościowych ludzi, zarówno w realnym świecie, jak i w wirtualnym. Pozostałam sobą - wydaje mi się, iż szczerą osobą, pozostająca wierną swoim zasadą, która ani nie chce być na siłę lubiana przez wszystkich, ani nie podlizuje się innym, ale też sama nie znosi wszelkich "cieplutkich", "milutkich", "słodziudkich" komentarzy (zamiast tego wolę "ciepło" i "miło"). No i chyba w jakimś stopniu pokazałam, iż osoba niepełnosprawna nie musi siedzieć w domu i się nudzić, ale może prowadzić interesujące życie. Ktoś mi kiedyś zarzucił, iż mam dobrze, bo mieszkam w dużym mieście. Jednak ile jest ludzi takich jak ja, którzy mimo to siedzą w domu? To chyba bardziej zależy od naszej osobowości, niż od tego, gdzie mieszkamy. Zresztą na wsi też potrafię się odnaleźć, więc chyba to nie o to chodzi.
I na koniec wpisu, tak zupełnie po ludzku, dziękuję każdemu z Was za obecność. Za to, iż Wam się chce mnie odwiedzać, czytać moje wypociny, komentować, wspierać. Tym bardziej, iż w dzisiejszych czasach trudno jest utrzymać czytelnika, kiedy blog nie ma swojej dramaturgii. A mój raczej jest zwyczajny. Mam nadzieję, iż przeżyjemy razem jeszcze wiele wspaniałych lat i przygód. Może nie będzie tutaj przepięknych zdjęć, bo do tych nie mam ręki (i to dosłownie, bo przy robieniu trzęsą mi się ręce)*. Ale zawsze znajdziecie tutaj coś dla siebie. I będziecie na nim miło widziani. Zresztą w miarę możliwości staram się i u Was na blogach bywać, chociaż nadmiar obowiązków nie zawsze temu sprzyja. Jednak zawsze nadrabiam zaległości, czytając zaległe wpisy - choćby czasami je komentuję. Pozwala mi to po prostu być z Wami na bieżąco.
Do każdego z Was dziś przychodzę ze skromnym bukietem kwiatów w ramach podziękowań za minioną dekadę
Przepraszam, o ile kogoś z Was przez ten czas czymś uraziłam albo obraziłam. Nie miałam tego w planie, zrobiłam to nieświadomie. Ale też proszę Was, abyście zbytnio nie naciskali na mnie co do tego, jak ma wyglądać mój blog - "mój jest ten kawałek podłogi". Mam pewny pomysł na jego prowadzenie, czasami coś pominę w swoich informacjach. Nie raz uznam to za nieistotne, innym razem nie zwrócę na to uwagi, a czasami po prostu nie chcę już przedłużać wpisu, który i tak jest długi. Weźmy też pod uwagę to, iż każdy z nas ma inne upodobania, na co innego zwraca uwagę. Ale to jest w nas piękne, iż mimo tej różnorodności tworzymy jedną piękną blogową rodzinę.
Żegnam Was tym sympatycznym szopem-praczem, który tak ciekawie porusza się w rytm piosenki:

* Zresztą fotografie mojego autorstwa pojawiły się na blogu dopiero od lipca 2016 roku, kiedy kupiłam sobie pierwszy w życiu aparat cyfrowy, co było moim cichym marzeniem, ŚDM był ku temu idealnym pretekstem
Idź do oryginalnego materiału